Tomasz Oleszczyk pochodzi z Działoszyna i zarabia na graniu… w karty. Ale nie tradycyjne, tylko World of Warcraft. Chce być pierwszym Polakiem, który zwycięży w cyklu gier „Hearthstone Heroes of Warcraft” i zdobędzie milion złotych.
Całe życie uprawiał sport i był z nim związany. Trenował piłkę nożną i wiązał z nią karierę, jednak wszystko zniweczył jeden mecz we Wrocławiu. Doznał kontuzji i zerwał więzadła krzyżowe w kolanie. Jest już po dwóch operacjach, ale do sportu wrócić mu ciężko. W czasie rehabilitacji, od kolegi, dowiedział się o gierce i od tego się to zaczęło.
Rozgrywka polega na skompletowaniu trzech talii z 30 kart. Wygrywa ten zawodnik, który pierwszy wygra pojedynek każdą z trzech talii.
– Początkowo nie wkręciłem się w tę grę za bardzo – mówi Tomek. – Później, kiedy byłem już na zwolnieniu, zacząłem w to grać dla zabawy, ale w pewnym momencie zauważyłem, że jestem coraz wyżej w rankingach i coraz mocniej się w tym zagłębiłem. Po jakimś czasie dowiedziałem się, że spośród 40 milionów osób w tę grę grających, podobne wyniki osiąga zaledwie 0,25 proc. osób na świecie.
Po tym rozpoczął poszukiwania turnieju, w którym będzie się mógł zmierzyć z najlepszymi w Polsce. Pojechał do Łodzi na dwudniowy turniej, gdzie startowało 140 zawodników i zajął 5. miejsce. Zawodnik zajmuje miejsce przy stole na scenie i odbywa się rozgrywka przy udziale publiczności. Wszystkie ruchy i zachowania zawodnika można oglądać na specjalnych telebimach, a o odpowiednią atmosferę dbają komentatorzy.
– Pojechałem tam jako kompletny laik i zostałem zlekceważony, a w debiucie znalazłem się w czołówce. Zarobiłem 200 zł i coraz poważniej zacząłem o tym myśleć.
Wziął udział w kwalifikacjach do międzynarodowego turnieju w Katowicach Intel Extreme Masters, skąd przepustkę do głównych zawodów otrzymały tylko dwie osoby w Polsce. Zmagania wygrał i dostał się do turnieju, w którym przegrał w pierwszej rundzie po zaciętym spotkaniu z reprezentantem Niemiec. Osiągnął jednak sukces, bo zgłosiła się do niego organizacja e-sportowa, która zaproponowała mu dołączenie do drużyny.
W 2014 r. ponownie zagrał w międzynarodowym turnieju i zajął 17. miejsce z jedyną porażką w zawodach. Potem kontynuował udane starty i był blisko występu na eliminacjach do mistrzostw Europy, gdzie można zgarnąć nawet milion złotych. Sam przyznaje, że taka kwota zmieniłaby jego życie.
– Przeszedłbym na pewno na zawodowstwo i grałbym tylko w karty. Kupiłbym też pewnie nowe mieszkanie, jednak na ten moment nie ma co o tym myśleć. E-sport coraz bardziej zyskuje na popularności i zbiera coraz większe grono zainteresowanych. Pojawia się coraz więcej drużyn i dużych turniejów, organizowanych na wysokim poziomie.
Znakomity wynik osiągnął w Częstochowie, gdzie zwyciężył i zdobył 2000 zł. Został zauważony przez najlepszą drużynę w Polsce Illuminar Honor Gaming i podpisał z nią kontrakt, który obowiązuje do dziś.
– Miesiąc temu byliśmy w Hiszpanii i nieźle się tam zaprezentowaliśmy. Co prawda nikt z ekipy nie znalazł się w czołowej „16”, ale byliśmy bardzo blisko awansu.Mi i koledze z zespołu zabrakło dwóch wygranych spotkań.
Oprócz tego, że zajmuje się grami, cały czas aktywnie działa w innej branży. Pracuje w 12-godzinnym trybie i stara się jak najlepiej tę pracę wykonywać, bo na ten moment to praca jest jego głównym źródłem dochodów.
– Ukończyłem dwa kierunki studiów i jestem kierownikiem zmiany w firmie zajmującej się administracją techniczną dużej fabryki we Wrocławiu – zdradza Tomek.
Często bywa także na siłowni. – To ważne przy pracy umysłowej, by zdrowo żyć, bo dobrze to wpływa na samopoczucie.
Izual, bo pod takim kryje się pseudonimem, zdradza, że gra zdecydowanie odpowiada jego predyspozycjom. Zawsze był dobrym matematykiem, a ścisły umysł bardzo pomaga w tego typu rozgrywkach.
– Trzeba szybko oceniać prawdopodobieństwo, przewidywać jakimi kartami dysponuje przeciwnik i szybko podejmować optymalne decyzje – mówi.
Na świecie nie ma jednak ani jednej osoby, która wygrałaby 100 proc. pojedynków. Zawsze jest bowiem ryzyko, że to rywal wybierze lepsze karty i trudno wtedy cokolwiek zdziałać.
– Najlepsi wygrywają ok. 70 proc. meczów. Mi się udaje na swoją korzyść rozstrzygać ok. 60 proc. – informuje. – W marcu pozwoliło mi to na zajmowanie 14. miejsca w rankingu europejskim.
Co trzy miesiące organizowane są mistrzostwa Starego Kontynentu, gdzie jak już wcześniej wspominał, do wygrania są kosmiczne pieniądze. Już po pierwszej rundzie można wzbogacić się o 100 tys. złotych, a w finale nawet o milion.
– Staram się codziennie poświęcać na to czas. W tygodniu w którym pracuję, wygospodaruję godzinę lub dwie, ale w sobotę, gdy nie mam nic innego do roboty, potrafię spędzić przy komputerze nawet 10 godzin. Nie uważam to jednak za stratę czasu. To moja pasja, czuję się przez to szczęśliwy i jeśli mogę jeszcze dzięki temu zarobić pieniądze, nic innego mi już nie potrzeba. Wiadomo, jak to w sporcie, zawsze pojawiają się trudne momenty. Jak pojawiają się wyniki, wszystko przychodzi łatwiej.
Wielu zawodników, uprawiających e-sport to studenci, którzy na tym dorabiają. Dla dwójki kolegów Tomka to nawet główna forma zdobywania pieniędzy. Ostatnio dostali się nawet do eliminacji mistrzostw Europy, w których Oleszczyk nie brał jednak udziału.
– W tym kwartale nie zbierałem wielu punktów, bo wiedziałem, że czekają mnie inne obowiązki.
Oprócz udziału w turniejach, e-sport daje jeszcze jedną formę zdobycia kilku złotych. – Sporo zawodników nagrywa własne relacje i udostępnia je na swoich kanałach. Za samo „streamowanie” nie ma żadnych pieniędzy, jednak znajdują się osoby, które doceniają trud gracza i same z siebie wpłacają na jego konto gotówkę. Nie będąc najlepszym na świecie, często można zgarnąć gotówkę większą od średnich zarobków w Polsce. Najlepsi wyciągają z tego nawet kilkaset tysięcy.
Największym marzeniem Tomka jest wygrana w „Dreamhacku”, który jest cyklem turniejów na świecie, gdzie rywalizuje się z najlepszymi zawodnikami. Organizuje się je co 2-3 miesiące, a co ważniejsze w żadnym z nich nie triumfował jeszcze Polak. On chce być pierwszym.
– Analizujemy już możliwości wyjazdu do Sztokholmu. W Szwecji stawka będzie się toczyć o kwotę 50-60 tys. zł. Można już za to kupić porządny samochód.
Udział w takich zawodach wiąże się z większą popularnością i działalnością marketingową. W najbliższym czasie Tomek zarobione w grze pieniądze chce zainwestować w nowy komputer i monitory, dzięki którym będzie mógł uruchomić transmisję i dzielić się z widzami swoimi postępami.
Spędzając tak wiele czasu przed komputerem, nie uważa jednak, że przenosi się do innego świata.
– Wydaje mi się, że powoli odchodzi się od stereotypu o grubym gościu, który nie odrywa się od komputera i zajada się chipsami. Ja jestem normalnym, wysportowanym chłopakiem. Jestem kierownikiem w firmie, mam znajomych, rodzinę i dziewczynę. To tylko kwestia organizacji czasu. Ja walczę o to, żeby przy komputerze spędzać go jak najwięcej.
Dzień Tomka rozpoczyna się od pobudki kwadrans przed piątą. Około szóstej jest już w pracy, skąd wraca po 18. Do 19. melduje się jeszcze na siłowni, a ok. 21. stara się usiąść do komputera. Dzień kończy o północy i tak w kółko.
– Sztywny harmonogram dnia nie jest dla mnie problemem. Jeśli mogę poświęcić kilka godzin na doskonalenie mojej pasji, to bez problemu to robię.
Jego największą fanką i kibicką jest mama. – Z początku kiwała głową. Mówi: „Masz świetną pracę, po co to brać?”. Później brałem udział w zawodach i machnęła na to ręką. Zwrot akcji nastąpił po turnieju w Katowicach o którym mówiono w wiadomościach. Teraz me poczynania, mama śledzi bardzo uważnie i podnosi mnie na duchu. Kilka dni temu odwiedziłem mój pokój w domu rodzinnym i znalazłem wszystkie moje wyniki spisane na kartce. Przyznam, że wsparcie od rodziny bardzo mnie uszczęśliwia.
– Siedząc w fabryce, mogę zarobić zdecydowanie więcej, ale czy monotonna praca da ci szczęście – zastanawia się Tomek.
Dzięki grze może zwiedzić świat, był już w Hiszpanii, wybiera się do Szwecji. Do gry nigdy nikogo nie namawiał. Znajomi grają amatorsko na komórkach i na tabletach, podobnie jak 40 milionów innych ludzi. Być może kiedyś się to skończy, ale na razie idzie do przodu. Satysfakcję można czerpać z wszystkiego i jeśli jest to gra, to dlaczego w nią nie grać?
Współpraca
Sławomir Rajch
fot.: Sławomir Rajch