To przetrącenie kręgosłupa samorządom! Powinni zacząć od siebie, oni już tam siedzą niektórzy 20 lat. Żeby nam wójtów w teczkach nie przywozili – tak włodarze z regionu komentują pomysł prezesa PiS dotyczący zmiany ordynacji wyborczej i założenia, że wójtem można być tylko przez dwie kadencje. Jeżeli nowe prawo wejdzie w życie w takiej formie, jak chce tego Jarosław Kaczyński, dla większości włodarzy obecna kadencja będzie ostatnią niezależnie czy rządzili dobrze, czy źle
Patrzymy im na ręce, oceniamy, często krytykujemy podejmowane przez nich decyzje. Jedni dopiero zaczynają swoją samorządową karierę, inni zajmują stanowiska od lat. Włodarzy gmin, lepszych i gorszych łączy jedno. Wszyscy zostali wybrani w demokratycznych wyborach. To im zaufali mieszkańcy. To im powierzyli stery gmin. Niezależnie od tego jak długo sprawowali władzę, społeczeństwo postawiło właśnie na nich. W większości samorządów w regionie są to osoby, które wójtami są niemal zawodowo od lat. Wszystko jednak może się zmienić i w kolejnych wyborach możemy nie mieć możliwości zagłosowania na tych, którzy już się sprawdzili. Wszystko za sprawą pomysłu, aby zmienić ordynacje wyborczą i wprowadzić kadencyjność włodarzy. Pomysł, który promuje prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński zakłada, że włodarz nie będzie mógł pełnić funkcji dłużej niż przez dwie kadencje. Jaki miałby być cel takiej zmiany? Przerwanie układów, które zdaniem rządzących powstały na szczeblu samorządowym. Wójtowie jednak widzą to zupełnie inaczej.
– To nie jest, jak mówił minister spraw wewnętrznych Błaszczak, jakieś rozliczenie z układami. Niema czegoś takiego. Ja tych układów nie widzę przynajmniej u nas, na terenie gminy Ostrówek – mówi wójt Ryszard Turek – Tak się wycina ludzi. Ci, którzy się sprawdzili zostają odcięci, odsunięci. To jest chore. My się przez lata wypruwaliśmy, żeby coś dobrego się w gminach działo a teraz nas się odcina – komentuje.
Wójtowie „w teczkach”
Mimo, że większość włodarzy, którzy mogą już niebawem pożegnać się ze swoimi stanowiskami krytykuje proponowane zmiany, to sa i tacy, którzy nie czują sie odpowiednimi osobami do komentowania planów nowej ordynacji wyborczej.
– Trzeba by było zapytać przede wszystkim mieszkańców. Ja robię tylko to, co do mnie należy, czyli jestem organem wykonawczym w gminie i wykonuje polecenia rady gminy – mówi Grzegorz Maras, wójt gminy Skomlin.
Zdecydowana większość jednak ostro krytykuje plany rządzących. Niemal wszyscy zapewniają przy tym, że chodzi tylko o dobro mieszkańców, którym nowa ordynacja zwyczajnie ograniczy możliwość wyboru. Suchej nitki na planach Prawa i Sprawiedliwości nie zostawia wójt gminy Mokrsko.
– Ja myślę, że to jednak wyborcy wybierają tych, którzy są dobrzy. Ograniczanie na takim poziomie to nie do końca wydaje mi się dobrym pomysłem. Gdyby to jeszcze było tak, że to będzie rozciągnięte w czasie, to może fajnie, ale jak byliśmy na spotkaniu dotyczącym reformy oświaty w Warszawie, kiedy zebrały się organizacje zrzeszające gminy wiejskie, miejskie et cetera, to pani Zalewska w swojej wypowiedzi powiedziała, że zmiany są niemożliwe póki wójtowie, prezydenci i burmistrzowie nie są nasi – mówi Tomasz Kącki i dodaje, że liczba kandydatów na wójtów wcale nie wzrasta, bo zasiadanie za sterami gminy to nie jest łatwe zadanie.
Kącki sugeruje ponadto, że proponowane zmiany nie koniecznie muszą mieć na celu ukrócenie pewnych układów.
– Żeby nam wójtów w teczkach nie przywozili. Skoro już tak chcą sprawiedliwości niech wszystkim ograniczą. Przede wszystkim sobie, bo co niektórzy są tam od początku i jeszcze nic nie zrobili – podsumowuje Tomasz Kącki.
Bardzo podobnie na temat patrzy burmistrz Działoszyna, który także nie szczędzi krytyki wobec rządzących mimo, że niegdyś sam startował z listy Prawa i Sprawiedliwości.
– To jest szkodliwe. Jeżeli jest włodarz dobry, to wiadomo, że mieszkańcy na niego głosują. Jeżeli natomiast mieszkańcom nie odpowiada, to oddają swój głos na kogoś innego i nie wybierają takiej osoby. Tym bardziej, że powinni zacząć od siebie. Oni już tam siedzą niektórzy 20 lat i ta ustawa ich też powinna dotyczyć – sugeruje Rafał Drab.
W podobnym tonie głos w sprawie zabiera wójt gminy Sulmierzyce, który sprawuje swój urząd drugą kadencję.
– Ja jestem za dwu kadencyjnością, ale niech ona dotyczy wszystkich szczebli samorządu, a także parlamentu. Skoro wójtowie, burmistrzowie i prezydenci mogą pełnić swoje funkcje przez dwie kadencje, to dlaczego taki przepis nie miałby obowiązywać chociażby posłów – zastanawia się Gabriel Orzeszek, wójt gminy Sulmierzyce.
Z demokracją na bakier
Również Dariusz Tokarski nie mógłby ubiegać się o kolejną kadencję na stanowisku burmistrza Pajęczna. Jego zdaniem wprowadzenie takiej zasady nie spowoduje nic dobrego, bo burmistrz, wójt czy prezydent, wiedząc, że nie będzie mógł ubiegać się o kolejną kadencję, może przestać się starać.
– To nie jest normalne, że prawo ma działać wstecz – mówi Dariusz Tokarski. – Dwu kadencyjność dotknie przede wszystkim mieszkańców, bo żeby dobrze zarządzać miastem czy gminą potrzebne jest duże doświadczenie.
Tokarski o siebie się nie boi. Uważa, że bez problemu znajdzie inne zajęcie.
– Mam sprawną głowę i dwie ręce. Pracy się nie boję – kwituje
Podobnie, jak Dariusz Tokarski, tak i wójt gminy Czarnożyły nie obawia się o swój los, choć to już jego druga kadencja.
– Ja mam gospodarstwo rolne 20 hektarów, mam maszyny, budynki. Zawsze mogę wrócić i robić dalej to, co kiedyś robiłem. Dla mnie nie ma problemu – mówi Andrzej Modrzejewski.
Mimo, że wójt Czarnożył jest spokojny o swoją przyszłość, to proponowane zmiany ocenia negatywnie.
– Przede wszystkim nie wiem, czy młody człowiek będzie się chciał angażować w tą funkcję wiedząc, że po dwóch kadencjach będzie musiał szukać pracy? W pierwszej kadencji się zaangażuje na ile będzie mógł, ale długo się będzie musiał uczyć. To nie jest tak, że ta wiedza jest pełna w przypadku na przykład osoby, która obserwuje wszystko z boku. Mogę to z własnego doświadczenia powiedzieć. Jako przewodniczący rady, którym byłem od 1998 roku i ta wiedzę miałem. Nie mniej jak zostałem wójtem musiałem się szybko i dużo uczyć i była to jakaś trudność. Przychodzi druga kadencja i wójt zawsze może powiedzieć „czy będę pracował, czy nie, to i tak cztery lata i stąd odejdę”. Będzie już myślał o swoim bycie na przyszłość, o szukaniu stanowiska pracy. Tym właśnie może się kierować a nie do końca dobrem gminy i mieszkańców – prorokuje włodarz. Andrzej Modrzejewski podkreśla, że choć jemu krzywdy zmiana ordynacji nie wyrządzi, to mieszkańcom już nie koniecznie. Jak mówi wójt, planowane zmiany to przede wszystkim ograniczenie możliwości wyboru.
– Jeżeli dany kandydat cieszy się dużym zaufaniem, poparciem, wygrywa te wybory i ocena jego pracy jest pozytywna i nagle mu się zakazuje kandydować, to coś z tą demokracją jest chyba nie do końca w porządku – komentuje Modrzejewski.
Ta ziemia plonu nie wyda
Jarosław Trojan, wójt gminy Osjaków także jest „do odstrzału”, jeżeli nowe przepisy wejdą w życie. Pełni on bowiem swoją funkcje nieprzerwanie od 2006 roku.
Jeżeli mówimy o państwie, które jest oparte na zasadach demokracji to nie wiem czy takie sztuczne ograniczenie jest zasadne. Jeżeli społeczeństwo widzi, że gospodarz gminy w swoich działaniach jest nieporadny albo działa na szkodę tego społeczeństwa, bo nic nie robi, to wybory w takim kształcie, w jakim są to weryfikują. Efekty tego są widoczne. Ci, którzy w przeszłości zostali źle ocenieni przez społeczeństwo nie wygrali. Nie ma czegoś takiego, że ktoś, kto idzie za kotarę w sposób nakazowo rozdzielczy głosuje na konkretnego kandydata, bo ktoś mu tak kazał. Wyborca głosuje ze swojego przekonania – przekonuje Jarosław Trojan.
Wójt Osjakowa podkreśla także, że aby dobrze zarządzać gminą przydaje się doświadczenie. Włodarz, który spędził za sterami samorządu kilka kadencji, jak mówi Trojan, zna potrzeby mieszkańców, specyfikę danej gminy i ma konkretny plan jej rozwoju na najbliższe lata. Co więcej, jeżeli będzie chciał rządzić dalej, to musi się o to postarać. Co innego w przypadku wójta, który już wie, że to jego ostatnia kadencja.
– To można porównać obrazowo do uprawy ziemi. Jeżeli ktoś dzierżawi ziemię i wie, że może ją użytkować tylko przez z góry określony czas, to czy będzie o nią dbał? – pyta retorycznie Jarosław Trojan.
Wójt gminy Osjaków podkreśla także, że sztuczne ograniczenia nie są potrzebne, bo działalność wójta jest weryfikowana na bieżąco. Robi to rada gminy, czy mieszkańcy na zebraniach sołeckich odbywających się przynajmniej raz w roku, na których to włodarz musi wyspowiadać się ze swoich planów, czy zdać relację z tego, co zrobić mu się udało, a co nie wypaliło.
O tym, że wyborca głupi nie jest i potrafi ocenić pracę swojego włodarza przekonany jest także wójt Kiełczygłowa, który władze sprawuje już drugą kadencję.
– Nawet w kampanii skrajnie negatywnej i brutalnej, której osobiście doświadczyłem to wyborcy wiedzą najlepiej komu powinni zaufać – przekonuje Kazimierz Jędrzejski, który uważa, że zmiana ordynacji może być ciosem dla samorządów.
– Proponowane zmiany mogą się odbić na samorządach negatywnie, gdyż mogą być pozbawieni możliwości kandydowania również bardzo dobrzy dotychczasowi samorządowcy. Poza tym pełnienie funkcji wójta obejmuje działania strategiczne i długofalowe a zamierzone zmiany nie będą temu służyć. Ponadto prawo nie może i nie powinno działać wstecz! – podkreśla Kazimierz Jędrzejski.
Wójt niemal zawodowy
Dwie, trzy kadencje na stanowisku wójta to norma nie tylko w naszym regionie. Nie brakuje jednak i takich włodarzy, którzy na stanowisku są znacznie dłużej. Zmiana ordynacji wyborczej z pewnością będzie dla nich ciosem. Przykładem takiego wójta jest Krzysztof Bednarek. Nie jednemu trudno sobie wyobrazić gminę Wierzchlas bez Bednarka stojącego na jej czele. Włodarz rządzi tu bowiem już siódmą kadencję i do tej pory nic nie wskazywało na to, żeby ktokolwiek miał go zmienić. Mimo, że regularnie ma kontrkandydatów w wyborach samorządowych, to jednak zdecydowana większość głosujących mieszkańców gminy Wierzchlas stale stawia na Krzysztofa Bednarka. Jak włodarz, który po tylu latach pracy może ją niebawem zakończyć ocenia proponowane zmiany?
– Tragiczne. Sprawdzeni, dobrzy samorządowcy muszą na siłę odejść i przyjdą następni. Przecież niech społeczeństwo decyduje o tym kto ma zostać, przecież po to są wybory. To jest przetrącenie kręgosłupa samorządom – krytykuje pomysł rządzących Bednarek.
Wójt gminy Wierzchlas nie ukrywa, że rozstanie z urzędem, jakie może niebawem stać się faktem będzie dla niego ciosem.
– Będzie 28 lat bodajże jak dożyję końca tej kadencji. Po tylu latach rozstanie się jest przykre. Zżyłem się z ludźmi i w terenie i w urzędzie. Potrafię rozwiązywać wiele spraw. Myślę, że się sprawdziłem. To jest po prostu moja praca a staram się ją wykonywać jak najlepiej – mówi Krzysztof Bednarek.
– To jest zupełnie sztuczne – dodaje. Czy Krzysztof Bednarek rzeczywiście dobrze wykonuje swoją pracę? To co cztery lata oceniają wyborcy, którzy jak widać są wystarczająco zadowoleni, aby pozwolić swojemu włodarzowi na zarządzanie gminą przez niemal 30 lat. Oczywiście w tym czasie nie wszystko wójtowi wychodziło, ale prawdą jest, że błędów nie popełnia ten, kto nic nie robi. Tego natomiast Bednarkowi zarzucić nie można.
Upokorzenie samorządowców
Jeżeli nowa ordynacja wyborcza stanie się faktem, to na obecnej kadencji swoje rządy w gminie Siemkowice zakończy Zofia Kotynia. O tym, że cieszy się ona dużym zaufaniem wyborców mieliśmy okazje przekonać się podczas ostatnich wyborów samorządowych, które mimo dwójki rywali wygrała w pierwszej turze z miażdżącą przewagą. Szefowa gminy Siemkowice także nie szczędzi krytyki wobec planów rządzących.
– Wprowadzenie kadencyjności to ograniczenie bez uzasadnienia, to zawłaszczenie prawa wyborczego biernego i czynnego a przecież to podstawowe prawa obywatelskie chronione konstytucyjnie. Proponowane rozwiązania mocno uderzają w ludzi i upokarzają samorządowców. Na szczeblu samorządu gminnego to wyborcy – mieszkańcy decydują, weryfikują kandydatów. Wyborcom odbiera się możliwość wyboru kandydatów, którzy w środowisku zapracowali sobie na zaufanie społeczne. Rotacja na tych stanowiskach do niczego dobrego nie prowadzi. Trzeba zdawać sobie sprawę, że każda nowa osoba, która obejmuje stanowisko wójta, czy burmistrza potrzebuje czasu, by nauczyć się funkcjonowania samorządu, poznać przepisy i procedury, wypracować dobre relacje z radą. To wymaga czasu. Pamiętajmy też, że samorządy często realizują inwestycje wieloletnie, które nie kończą się w jednej czy dwóch kadencjach . To wszystko należy wziąć pod uwagę, by przy wprowadzaniu tego rodzaju zmian nie wylać dziecka z kąpielą – komentuje Zofia Kotynia.
-Wyrażam nadzieję, że parlamentarzyści będą kierować się rozsądkiem bo przecież prawo nie może działać wstecz a przede wszystkim nie może być łamana Konstytucja – dodaje.
W przypadku, kiedy nowe przepisy staną się faktem, w następnych wyborach nie będzie mogła wystartować większość obecnie rządzących. Na terenie powiatu Wieluńskiego prawo kandydowania w kolejnych wyborach będą mieć tylko: burmistrz Wielunia Paweł Okrasa, wójt Konopnicy Grzegorz Turalczyk, wójt Białej Aleksander Owczarek i włodarz Pątnowa Jacek Olczyk. W powiecie Wieruszowskim natomiast zostanie tylko dwóch włodarzy, którzy będą mogli spróbować wystartować ponownie. Są nimi burmistrz Wieruszowa Rafał Przybył i wójt Lututowa Marek Pikuła. Największe „czystki” mogą dotknąć jednak powiat pajęczański, gdzie o reelekcje ubiegać mógłby się tylko Marek Jednak, wójt gminy Strzelce Wielkie. Gołym okiem widać więc, że wyborcy w większości gmin wolą stawiać na sprawdzonych, zaufanych włodarzy. Tą możliwość mogą jednak stracić. W imię czego? W dyskusji nie brakuje głosów, że Prawi i Sprawiedliwość nie potrafi do tej pory pogodzić się z porażką w ostatnich wyborach samorządowych. Jarosław Kaczyński mówił z resztą wprost, że wybory te zostały sfałszowane, na co dowodów póki co nikt nie przedstawił. Czy zatem uwagi Tomasza Kąckiego dotyczące wójtów „w teczkach” są bezpodstawne? Jeżeli PiS rzeczywiście chce przejąć władzę w gminach, to jeden z włodarzy wskazuje na to zdecydowanie prostszy niż zmiana ordynacji wyborczej sposób.
– Jak chcą wygrać, to niech wystawiają lepszych kandydatów – komentuje Rafał Drab.
Marcin Stadnicki
współpraca Sławomir Rajch