Chciał rozwinąć swoje gospodarstwo i pozyskać dofinansowanie. Do tego potrzebował nowej obory dla 76 krów. Ambitny plan spalił jednak na panewce. Rolnik odbił się od władz gminy jak od ściany. Wójt odmówił wydania decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach. Gdzie zatem budować oborę jak nie na wsi?
Mieszkaniec miejscowości Pierzyny Małe w gminie Kiełczygłów prowadzi gospodarstwo rolne. W tej chwili posiada około 60 krów, które mieszczą się w ciasnej oborze.
– Tu nawet przejść jest ciężko – mówi pokazując wąskie przejście w obiekcie. Liczba krów, którą posiada mieszkaniec Pierzyn Małych jest spora, jednak rolnik nie zamierza „osiąść na laurach”. Chce się rozwijać. Miał nawet ambitny plan, który pozwoliłby mu sięgnąć po spore dofinansowanie. W tym celu musiał jednak zwiększyć liczbę posiadanych zwierząt o 10 procent. Mężczyzna założył więc, że będzie hodował 76 sztuk bydła. Tyle jednak nie pomieści się w skromnej oborze.
Rolnik postanowił więc działać i wybudować nowy obiekt, a stary zagospodarować.
– Chciałem dobudować nową oborę do istniejącej, a starą wykorzystać jako halę udojową. W nowej chciałem prowadzić chów bydła, głównie krów mlecznych – mówi mieszkaniec Pierzyn Małych.
– Pan wójt stwierdził, że będzie zagrażać środowisku moja obora. To co w tej chwili mam to co to jest? Obok sąsiad wybudował oborę i nie zagrażała środowisku – żali się i dodaje, że obiekt chciał budować na samym środku działki o powierzchni 80 metrów kwadratowych.

Wójt Kazimierz Jędrzejski odmówił wydania decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach powołując się na zapisy miejscowego planu zagospodarowania
W czym więc tkwi problem. Ilość sztuk bydła, jaką zamierza hodować rolnik sprawia, że jest to przedsięwzięcie znacząco, lub potencjalnie znacząco oddziałujące na środowisko. Do jego realizacji konieczna więc jest decyzja o środowiskowych uwarunkowaniach przedsięwzięcia. Tej, jak informuje rolnik, wydać nie chce wójt Kazimierz Jędrzejski argumentując, że planowana inwestycja jest niezgodna z założeniami obowiązującego miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego.
Rolnik nie zgodził się z decyzją i postanowił szukać „sprawiedliwości”. Sprawa trafiła do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, które jednak stanęło po stronie władz gminy Kiełczygłów.
– Odwoływałem się do kolegium odwoławczego, później do sądu, ale najbardziej mnie zadziwia to, że nie dostałem orzeczenia sądu. Od tego mógłbym się dalej odwoływać – mówi mieszkaniec Pierzyn.
Problem jednak w tym, że odwoływanie się najprawdopodobniej niewiele w tej sprawie pomoże. W decyzji odmownej, którą wydał wójt Kazimierz Jędrzejski podnosił niezgodność z miejscowym planem. Niedoszły inwestor tych niezgodności nie widzi. Twierdzi, że jego obora nie koliduje ani z zapisem mówiącym o odległości minimum 25 metrów od drogi, ani z drugim, który wskazuje, że na terenach rolnych dopuszcza się możliwość budowy obiektów zagrodowych, jednak w odległości nie większej niż 130 metrów od przyległych terenów zabudowy zagrodowej.
Mieszkaniec Pierzyn Małych podnosi, że planowana obora stałaby tuż przy istniejącym już budynku zagrodowym, więc nie ma mowy o przekroczeniu odległości 130 metrów.
Problem tkwi jednak nie w stanie faktycznym a dokumentach, na podstawie których wydana została decyzja odmowna. Potwierdza to z resztą samorządowe kolegium odwoławcze. Jak podnosi kolegium, planowana inwestycja miałaby znaleźć się częściowo na terenach przeznaczonych w miejscowym planie pod zabudowę zagrodową i mieszkaniową, częściowo natomiast na terenie rolniczym. Plan dopuszcza budowę tego typu budynków na terenach rolniczych pod warunkiem, że ich odległość jest nie większa niż 130 metrów od terenów przeznaczonych pod zabudowę zagrodową. Plan nie mówi więc o odległości od istniejących budynków, a od tereny o danym przeznaczaniu.
– Z rysunku planu nie wynika aby działka objęta planowanym przedsięwzięciem sąsiadowała z terenem zabudowy zagrodowej (…) w sposób umożliwiający dopuszczenie lokalizacji planowanego przedsięwzięcia na określonych wyżej warunkach – podnosi kolegium.
Dodatkowo część inwestycji ma być zlokalizowana na terenach oznaczonych w planie jako „2RM.MN”. Jest to co prawda teren przeznaczony pod zabudowę mieszkaniową i zagrodową, jednak zapisy planu ustalają zakaz realizacji inwestycji znacząco oddziałujących na środowisko na terenach oznaczonych tym symbolem.
-Jest to zakaz bezwzględny obejmujący wszystkie przedsięwzięcia zakwalifikowane do przedsięwzięć mogących znacząco oddziaływać na środowisko, których katalog zawiera cyt. Wyżej rozporządzenie Rady Ministrów dnia 29 listopada 2010 r. W sprawie przedsięwzięć mogących znacząco oddziaływać na środowisko – wyjaśnia SKO.
To, że budowa obory dla 76 sztuk bydła takim przedsięwzięciem jest nie ulega wątpliwości, co z kolei powoduje, że inwestycja w istocie stoi w sprzeczności z ustaleniami planu.
Rolnik z Pierzyn nie składa jednak broni i dalej skarży się na decyzję wójta. Dziś (30.01.2017 r.) skargą na wójta zajmie się rada gminy. Trudno jednak oczekiwać, że uzna ją za zasadną, bowiem wójt odmawiając wydania decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach dla przedsięwzięcia nie dość, że prawa nie naruszył, to nie mógł postąpić inaczej.
Mieszkaniec, który chce rozwijać swoje gospodarstwo utknął więc w martwym punkcie przez zapisy przyjętego przez rade dokumentu, jakim jest miejscowy plan zagospodarowania. Już pożegnał się z niemałą kwotą.
– Przeszło mi koło nosa około 300 tysięcy – żali się rolnik.
Mimo, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem niesmak pozostaje. Zablokowana możliwość rozwoju gospodarstwa z pewnością boli, ale nic nie wskazuje na to, żeby niedoszły inwestor dostał w końcu „zielone światło”. Jedyną nadzieją byłaby dla niego zmiana miejscowego planu, co też nie jest sprawą prostą i tanią. Może jednak warto byłoby się nad tym zastanowić, bowiem gdzie budować oborę, jak nie na wsi? Nawet jednak, gdyby gmina chciała zmienić plany, to pozostaje jeszcze zdanie mieszkańców wsi, którzy do planów mogą wnosić uwagi.