Quantcast
Channel: KULISY POWIATU
Viewing all 7000 articles
Browse latest View live

Proboszcz: Wikary to nierób!

$
0
0

Leń, wałkoń, próżniak – tymi słowami proboszcz parafii w Osjakowie określa wikariusza. Przed niedzielną mszą świętą publicznie nazywa go „nierobem”. Oburzeni parafianie nie godzą się na takie zachowanie. Niech siebie zwolni, a nie innych obraża – komentują

To nie pierwszy wybryk księdza Marka Ptaka mimo, że w parafii w Osjakowie jest od niedawna. Przypominamy, że ksiądz już raz wywołał skandal, o którym usłyszała cała Polska. Proboszcz oznaczył groby przeznaczone do likwidacji pomarańczową farbą, co w oczach wielu było dewastacja i profanacją krzyża. Tym razem ks. Marek „umilił” życie nowemu wikariuszowi publicznie nazywając go „nierobem”. Do incydentu miało dojść przed niedzielną mszą świętą, a obraźliwe słowa padły w kościele w obecności wiernych.

Część parafian z Osjakowa słowami proboszcza jest oburzona.
– Jak ma coś do wikarego, to niech mu to powie prywatnie a nie na forum publicznym będzie go obrażał. Powiedział, że wikary jest nierobem, że pojechał gdzieś sobie mszę odprawiać, a z tego co wiem, to proboszcz go sam wyrzucił – mówi parafianka i dodaje, że proboszcz miał używać wulgarnych słów „wyrzucając” wikarego.

Według relacji parafian, proboszcz miał mieć pretensje do wikarego między innymi o to, że ten odwiedza chorych o godzinie 19.
– Uważam, że wtedy się jedzie do chorego, kiedy jest taka potrzeba. Jeżeli będzie potrzeba przyjazdu o 12 w nocy, to ksiądz jest od tego, wikary, czy proboszcz, żeby przyjechać i udzielić ostatniej posługi choremu – komentuje parafianka.

Wiernych, których zabolały słowa proboszcza jest więcej. Podkreślają, że wikary jest w parafii od niedawna i trudno oceniać go juz teraz. Tym bardziej w tak mocnych słowach.

Ks. Marek Ptak nie przebiera w słowach mówiąc o wikarym

Ks. Marek Ptak nie przebiera w słowach mówiąc o wikarym

– Strasznie mnie zbulwersowały słowa, jakich użył ksiądz proboszcz w stosunku do księdza wikariusza. Wyzwał go od różnych nierobów. To z ust księdza proboszcza nie powinno wypłynąć. Nie wiem co widzi w księdzu wikariuszu negatywnego, skoro miał dobrą opinię także w Zespole Szkół nr.1 w Wieluniu. Boli mnie, ale i pewnie innych mieszkańców, że takie słowa z ust proboszcza padły. Nie można mówić kłamstwa, że nic nie robi. Myślę, że jako ksiądz wikariusz prefektem jest dobrym, uczy dzieci – mówi oburzony parafianin – Ja mam takie odczucie, że my jako parafianie mamy, za przeproszeniem g**** do gadania. Już kiedyś powiedział, po tej sytuacji z grobami: kim wy jesteście? Proboszcz co chce to robi, ale niestety my, parafianie też powinniśmy mieć możliwość się wypowiedzieć. My też się przyczyniamy do wielu prac tutaj. Niech się spyta nas czy ksiądz wikariusz ma zostać, a nie sam decyduje, bo jemu się twarz nie podoba czy coś. Niech siebie zwolni, a nie innych obraża.

Proboszcz sprawy komentować nie chce.
– Nie będę z panem na ten temat rozmawiał – rzuca w rozmowie telefonicznej i się rozłącza.

Wikary również odmawia komentarza.
– Przykro mi, ale bez zgody Arcybiskupa nie mogę nic na ten temat powiedzieć – mówi łamiącym się głosem.

Parafianie tymczasem twierdzą, że proboszcz zwyczajnie znęca się psychicznie nad księdzem, który niedawno trafił do Osjakowa.

Mimo, że ks. Marek Ptak komentować sprawy nie chciał, to w rozmowie z córką jednej z wiernych przyznał, że użył obraźliwych słów wobec wikariusza. Kobieta w rozmowie telefonicznej poinformowała proboszcza, że jej matka jest zbulwersowana tym, że nazwał wikarego „nierobem”.
– Bo jest – odpowiedział ks. Marek Ptak – bo na człowieka, który nie pracuje mówi się nierób. Nie robisz, nie pracujesz. Cała sprawa, uważam ją za zamkniętą.

Proboszcz twierdzi, że poza pracą w szkole i odprawianiem mszy wikary nie wypełnia żadnych obowiązków, które przejął po swoim poprzedniku. Ks. Ptak twierdzi ponadto, że aby odprawić mszę, podczas której użył wobec wikariusza obraźliwego określenia, musiał przejechać 40 kilometrów.
– Jakby ksiądz w parafii pracował, byłby odpowiedzialny. A że nie pracuje, dlatego taka moja reakcja a nie inna. O tym wszystkim wie ksiądz Arcybiskup i ksiądz będzie zmieniony, a więc nie mamy o czym rozmawiać dalej – mówił ks. Marek Ptak w rozmowie z córką parafianki. Proboszcz twierdzi, że wikary nie tylko nie pojawił się na mszy, którą miał odprawiać, ale, że do tej pory nie przeprowadził spotkania z młodzieżą przygotowującą się do bierzmowania. Zapytany o to, czy nie skrytykował wikarego w zbyt mocnych słowach, proboszcz nie tylko podtrzymuje swoje zdanie, ale  dorzuca kolejne określenia.
– Niech mi pani powie jakich? Leń, wałkoń, próżniak? – rzuca do swej rozmówczyni.

Przed drzwiami proboszcza najpierw trzeba się pomodlić

Przed drzwiami proboszcza najpierw trzeba się pomodlić

Parafianie, którym ks. Marek naraził się swoimi słowami mają do proboszcza więcej zastrzeżeń. Mówią o tym, że proboszcz nie dopuścił w ubiegłym roku sporej grupy dzieci do bierzmowania. Wspominają też o przyklejonej na domofonie proboszcza informacji nakazującej przed powtórnym dzwonieniem odmówienie 10 razy „Zdrowaś Maryjo”.
– On mi będzie nakazywał, żebym modlił się do jego drzwi? Moja babcia mówiła „przymuszony pacierz panu Bogu nie miły”, ale widocznie ksiądz wie lepiej – mówi parafianin.

Jedna z wiernych natomiast, komentując zachowanie proboszcza względem wikarego parafrazuje słowa Ewangelii.
– Drzazgę w cudzym oku widzi, a belki we własnym nie dostrzega – mówi zdenerwowana kobieta.

Czy wikariusz rzeczywiście „wyleci” z parafii w Osjakowie? Pytanie w tej sprawie poprzez rzecznika Kurii Metropolitalnej w Częstochowie skierowaliśmy do Arcybiskupa. Czy proboszcz rzeczywiście, jak zapewniał, poinformował już Arcybiskupa i decyzja w sprawie wikarego zapadła? Na odpowiedzi przyjdzie jeszcze poczekać.
– „Nadesłane przez Pana pytania otrzymałem i jak najszybciej przekażę je Księdzu Arcybiskupowi i Pracownikom kancelarii kurii.
Po uzyskaniu odpowiedzi, po powrocie Księdza Arcybiskupa Metropolity z Narodowej Pielgrzymki do Rzymu, odeślę odpowiedź” – zapewnia rzecznik kurii ks. Paweł Maciaszek.

W całej sprawie są też głosy, że proboszcz postąpił słusznie, a wszystkiemu winien jest właśnie wikary. Tak czy inaczej, obraźliwe słowa padły publicznie, przez co ks. Marek Ptak ponownie podzielił parafian.

***
Niezależnie od tego, czy ks. Marek Ptak ma rację co do wypełniania obowiązków przez wikarego, czy nie, słowa jakich użył budzą negatywne emocje wśród parafian. Co więcej proboszcz nie dał możliwości obrony osobie, którą obrażał za plecami mimo, że zrobił to publicznie. Ksiądz Marek po raz kolejny wzbudził zainteresowanie parafią i po raz kolejny nie dzięki pozytywnym działaniom. Skandal wywołany przez oznaczenie grobów farbą najwyraźniej nie wystarczył. Trudno oprzeć się też przekonaniu, że jak mówili oburzeni parafianie, ksiądz traktuje parafię jak prywatny folwark. Robi i mówi co mu się podoba nie licząc się z tym, że może kogoś urazić i tłumaczyć się nie zamierza. Zapewnia, że wikary pożegna się z parafią. Skoro jednak proboszcz kolejny raz działa na nerwy wiernym, może należałoby się zastanowić, czy jego obecność w Osjakowie jest uzasadniona? O to z resztą też zapytaliśmy ks. Arcybiskupa.

fot. Parafia Osjaków, archiwum, Marcin Stadnicki


Naturhouse odchudza w Wieluniu

$
0
0

Od 3 listopada zapraszamy do nowo otwartego Centrum Dietetyczne Naturhouse w Wieluniu. W nowo powstałym punkcie będzie można skorzystać z pomocy dietetyka, który udzieli specjalistycznych konsultacji, przeprowadzi dokładne pomiary ciała i dobierze plan diety dopasowany do indywidualnych potrzeb organizmu.

logo_good2Centrum Naturhouse powstałe przy ul. Kopernika 33A w Wieluniu należy do międzynarodowej firmy, będącej ekspertem w dziedzinie dietetyki i reedukacji żywieniowej. Jego innowacyjna koncepcja opiera się na współpracy z osobistym dietetykiem, który dobiera indywidualny plan dietetyczny wraz z suplementami.
– Podczas pierwszej wizyty w naszym Centrum, dietetyk przeprowadzi dokładny wywiad z osobą, która zmaga się z nadmiernymi kilogramami, wykona specjalistyczne pomiary ciała,  sprawdzi zawartości tkanki tłuszczowej oraz wody metabolicznej w organizmie – mówi mgr Daria Kołaczek dietetyk z nowego Centrum Naturhouse w Wieluniu.
– Dopiero na tej podstawie ekspert określi przyczyny nadwagi i dobierze kurację odchudzającą, dopasowaną do indywidualnych potrzeb organizmu. Następnie, na cotygodniowych wizytach będzie na bieżąco kontrolował przebieg diety, udzielał wskazówek, a przede wszystkim motywował do dalszej pracy – dodaje mgr Daria Kołaczek z Naturhouse. Pomoc specjalisty obejmuje również etap po zakończeniu diety, kiedy niezbędne jest utrzymanie wagi i uniknięcie efektu jo-jo.
Problemy z nadwagą to nie jedyny powód, dla którego warto skorzystać z konsultacji dietetyka. Specjalista z Naturhouse pomoże również osobom, które z rożnych powodów nie są zadowolone z swojej figury – kobietom po okresie ciąży lub w trakcie menopauzy, a także osobom, które z uwagi na stresujący tryb życia mają trudności z komponowaniem zdrowej diety.
Rolą dietetyka jest przede wszystkim przekazywanie zasad prawidłowego odżywania, które wprowadzone na stałe spowodują, że problemy z wagą nie będą powracały. Wizyta u dietetyka może być okazją do poprawy sylwetki jeszcze przed nadejściem lata.

 

Kliknij i dowiedz się więcej…

Sięgaj po fundusze na aktywizację zawodową

Gmina zainwestowała w nowy ciągnik

$
0
0

Ursus C – 3102 to nowy ciągnik, jaki będzie służył gminie Siemkowice. Nie oznacza to jednak, że stary sprzęt zniknie z dróg

Sześć firm złożyło swoje oferty w przetargu na zakup nowego ciągnika. Najkorzystniejsza z nich opiewała na kwotę 185 tys. 55 zł.
– Jest to fabrycznie nowy ciągnik. Będzie służył do utrzymania stanu dróg, czyli odśnieżania zimowego, do innych prac porządkowych. Myślę, że będzie wykorzystany jak najlepiej. Do tego ciągnika dokupimy jeszcze pług do odśnieżania. Realizacja tego zadania właściwie będzie lada moment – zapowiada Zofia Kotynia, wójt gminy Siemkowice. Na ten zakup w budżecie zabezpieczono kwotę 20 tys. zł. Wójt podkreśla, że nowy sprzęt był potrzebny od dawna, jednak dopiero w tym roku budżet pozwolił na wygospodarowanie środków.

– Od początku kadencji leżało nam to na sumieniu, żeby ten nowy ciągnik kupić, ale budżet nie pozwalał. Robiliśmy dach na urzędzie gminy bo była bardzo pilna potrzeba, bo mieliśmy przecieki na stropach – mówi Zofia Kotynia.

Stary ciągnik nie odejdzie jednak do lamusa. Będzie wykorzystywany do wykaszania poboczy i innych prac.
– Póki nie mieliśmy nowego ciągnika, ten stary był ciągle naprawiany, żeby mógł poruszać się po drodze, więc szkoda go teraz sprzedać za bezcen, skoro nadaje się do użytku i może nam jeszcze rok czy dwa posłużyć – mówi wójt.

Nowy sprzęt, jaki zakupiła gmina to ciągnik z 2016 roku o mocy 103 KM. Gwarancja na nowy nabytek obowiązuje przez cztery lata.

fot. UG Siemkowice

Zdążyć przed ustawodawcą

$
0
0

Po raz kolejny radni musieli głosować nad miejscowym planem zagospodarowania dla części obrębu Wierzchlas. Wojewoda uchylił w całości przyjętą w marcu uchwałę i konieczne było wprowadzenie do planu zmian. Jak podkreślał projektant Robert Boryczka, przyjęcie MPZ jeszcze przed planowaną zmianą prawa planistycznego jest niezwykle istotne dla mieszkańców

Przyjmowany przez radę gminy w marcu miejscowy plan zagospodarowania dla części obrębu Wierzchlas został uchylony w całości przez wojewodę. Jak wyjaśniał projektant Robert Boryczka, nadzór wojewody dopatrzył się niezgodności w dwóch sprawach. Zdaniem wojewody istotnym naruszeniem był fakt, że tekst uchwały nie określał literalnie szerokości dróg odnosząc się w tej materii jedynie do rysunku będącego częścią planu.
– Rysunek robi się w tak dużej skali, żeby był nie tylko czytelny, ale również pozwalał robić tam różne pomiary – wyjaśnia Robert Boryczka – Plan jest zrobiony w takiej skali, że wystarczy przyłożyć linijkę i już wiadomo od razu jak ta droga jest szeroka.

Nie mniej zdaniem wojewody szerokość dróg i tak powinna być dodatkowo ujęta w tekście planu. To jednak nie jedyny powód uchylenia uchwały rady gminy.

– Drugi powód, nie były wpisane słowa „i czasowy”. W zdaniu dotyczącym pobytu ludzi w strefach przy liniach wysokiego napięcia, czy średniego napięcia kończyło się zdaniem „na pobyt ludzi stały”. Powinno być napisane „stały i czasowy” – informuje projektant.

Oba wymienione przez Boryczkę powody wojewoda uznał za istotne naruszenie prawa. To z kolei spowodowało, że plan nie został uchylony częściowo, tylko w całości mimo, że do pozostałych jego zapisów wątpliwości nie było.

-Sprawa jest oczywista, że musieliśmy te dwie rzeczy skorygować. To znaczy w tekście macie państwo te szerokości dróg podane dokładnie. Oczywiście ja dodałem, że droga się raz zwęża, raz rozszerza. Zamiast końcówki zdania „na pobyt ludzi stały i czasowy”, zdanie się kończy „na pobyt ludzi”, bo to z automatu oznacza stały i czasowy. To było już konsultowane z wojewodą, że można tak to zawrzeć – zapewniał radnych projektant.

Dmuchają na zimne

Nowa uchwała, jaką na ostatniej sesji podejmowała rada gminy zawiera już stosowne zapisy. To jednak nie wszystkie zmiany, jakie zdecydowano się wprowadzić. Jak wyjaśniał projektant, od czasu uchwalenia planu w marcu, śledził on rozstrzygnięcia wojewody. Okazało się, że wątpliwości może budzić brak kolejnych zapisów. Tym razem dotyczących stref sanitarnych wokół cmentarza. Mimo, że w uchwale rady gminy Wierzchlas wojewoda nie dopatrzył się naruszeń prawa w tym punkcie, to projektant woli „dmuchać na zimne”. Nie wykluczone bowiem, że plan może zostać ponownie uchylony właśnie z tego powodu.

– Zwróciliśmy uwagę na jedną rzecz, której w tej pierwotnej uchwale nie było. Mianowicie wojewoda w jednej z gmin na północ od Łodzi uchylił plan miejscowy w lipcu lub sierpniu ze względu na to, że mimo zwodociągowania miejscowości w planie nie naniesiono stref sanitarnych od cmentarza. Jak państwo wiedzą jest taka stara ustawa z lat 60-tych mówiąca o tym, że wokół cmentarzy wyznacza się dwie strefy sanitarne. Tak zwaną strefę bezpośrednią i pośrednią. Temat głównie dotyczy miejscowości niezwodociągowanych. Jeżeli miejscowość nie jest zwodociągowana, czyli pobór wody jest ze studni, to budować można dopiero 150 metrów od granic cmentarza. Natomiast, jeżeli jest miejscowość zwodociągowana, to problem znika dlatego, że woda jest z wodociągu. Wiadomo, że chodzi o kwestie ewentualnych zanieczyszczeń. Nie mniej uchylił wojewoda ten plan miejscowy w jednej z gmin dlatego, że przecież ustawa o zaopatrzeniu w wodę pozwala mieszkańcom czerpać wodę indywidualnie ze studni. Więc mimo, że ma wodociąg, to może teoretycznie na tej działce wykopać studnię. A my w planie nie możemy mu odebrać możliwości kopania tej studni, bo naruszamy wówczas ustawę – wyjaśniał Robert Boryczka. Projektant zdecydował się więc wprowadzić zapis wykluczający możliwość kopania studni w strefie.

Zabezpieczenie interesu mieszkańców

Projektant podkreśla, że bardzo ważne jest, aby miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego uchwalić jak najszybciej. W zamierzeniach są bowiem zmiany w przepisach dotyczących planowania przestrzennego. Jeżeli nowe prawo wejdzie w życie, uwzględnianie potrzeb mieszkańców nie będzie już takie proste jak dotychczas.

– Najważniejsza rzecz, jeżeli chodzi o plany miejscowe to jest to, że obywatel nabywa prawo niezbywalne do gospodarowania nieruchomością w takim względzie w jakim była ona w planie zapisana. Czyli, jeżeli ma on w tym konkretnym planie na przykład zapisane, że na jego terenie może być budownictwo mieszkaniowe jednorodzinne, to w tym momencie, niezależnie od jakichkolwiek ustaw zmieniających ustawę o planowaniu przestrzennym, czy decyzje gminy, która stwierdzić może, że na tym terenie zamiast budownictwa mieszkaniowego jednorodzinnego na przykład zrobimy parkingi, czy boisko szkolne, bo akurat tam nam pasuje, obywatel ten ma prawo żądać odszkodowania za utratę wartości nieruchomości w stosunku do tego jakie prawa nabył. Czyli krótko mówiąc jest to niezbywalne prawo, które odnosi się do tego w jaki sposób plan miejscowy pozwala, mówimy również o działce, której jeszcze nie ma tylko grunt jest pod coś przeznaczony i w ten sposób później się wylicza jego wartość – wyjaśnia Robert Boryczka.

Projektant przypomniał, że w 2003 roku ustawa o planowaniu przestrzennym wygasiła wszystkie istniejące wówczas plany. Gminy musiały więc przystąpić do sporządzania nowych. Te natomiast nie zawsze pokrywały się z ustaleniami poprzednich, niejednokrotnie wprowadzając niekorzystne dla mieszkańców zmiany przeznaczenia gruntów.

– Mimo tego, że ustawa wygasiła te plany, czyli nie było już planu miejscowego, to Trybunał Konstytucyjny jakieś pięć, sześć lat temu uznał prawo obywateli do możliwości ubiegania się o odszkodowanie w stosunku do tego jak w tych starych planach były przeznaczone tereny. Mogli żądać wówczas odszkodowania od gmin za utratę wartości nieruchomości. Widać konsekwencję w tym, że prawo miejscowe jest w naszym kraju szanowane, a to de facto oznacza, że to, co na tym rysunku, że tak się wyrażę w Wierzchlesie w tym momencie zastał, to tak to będzie uwzględniane po wsze czasy – mówi Boryczka.

Koniec władztwa planistycznego wójtów

Nawet, jeżeli nowe przepisy dotyczące planowania przestrzennego wygasiłyby obecne plany, podobnie jak miało to miejsce przed laty, to zdaniem projektanta zapisy przyjęte przez radę gminy w tym roku i tak będą chronić interes mieszkańców.
– Dobrze, że państwo uchwalają teraz ten plan przestrzenny. Dobrze, że państwo zrobili studium, które było uchwalane dwa, trzy lata temu. W nowej ustawie wcale nie tak prosto będzie uwzględniać wnioski mieszkańców na nowe tereny mieszkaniowe. To będzie bardzo trudne. Będzie trzeba udowodnić, że ta potrzeba jest. Nie rodziny, tylko ta potrzeba się odnosi do całej gminy. W tym sensie, że jeżeli gmina na dzisiaj w dokumentach planistycznych ma wyznaczone tereny pod budownictwo mieszkaniowe, to w skrócie będzie się liczyło wszystkie tereny wyznaczone w gminie pod budownictwo, które są jeszcze niezabudowane. W ten sposób ustali się ile jeszcze gmina ma wolnej przestrzeni pod mieszkaniowe budownictwo. Jeżeli się okaże, że gmina ma wolną przestrzeń na tysiąc domów, a potrzeby wynoszą góra 200, 300, realne potrzeby, które będzie się wyliczało, będą rozporządzenia, które minister wyda, to będzie oznaczało, że żaden nowy wniosek nie będzie mógł prawnie być ujęty. Skończy się władztwo planistyczne wójtów, burmistrzów i prezydentów. Jak państwo wiedzą, teraz jest wniosek i wójt uwzględnia albo nie uwzględnia. Przykładowo mieszkaniec, który chce za swoim obecnym domem lekko poszerzyć ten teren pod mieszkaniowy. Nie. Macie miejsce w innej wsi. Tam, się budujcie– wyjaśniał Robert Boryczka.

Projektant ma nadzieje, że nowe prawo nie wygasi obowiązujących już planów. Nawet jednak, jeżeli tak się stanie, to możliwość ubiegania się o odszkodowanie za utratę wartości działki pozostanie.

Wiatraki zablokowane na dobre

Na etapie tworzenia miejscowego planu zagospodarowania nie wpłynęły żadne nowe wnioski do dokumentu. Mieszkańcy i inwestorzy składali jednak wnioski wcześniej, kiedy gmina pracowała nad studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego. To właśnie na podstawie studium uchwalane są miejscowe plany, które muszą być z nim zgodne. Tak więc wszystkie wnioski, które zostały uwzględnione w studium z automatu zostały przeniesione do MPZ.

O ile wnioski mieszkańców zostały uwzględnione przez wójta, o tyle te składane przez potencjalnych inwestorów już nie koniecznie. Ku uciesze mieszkańców, którzy sprzeciwiali się powstaniu na  terenie gminy farm wiatrowych, potencjalni inwestorzy są całkowicie zablokowani. Po części za sprawą miejscowych planów i po części za sprawą tak zwanej ustawy odległościowej zakładającej, że wiatraków nie można stawiać w odległości bliższej od zabudowań, niż dziesięciokrotność wysokości całego urządzania.

Uchwalenie miejscowych planów, zgodnie z tym, co mówi Robert Boryczka, jest niezwykle istotne dla mieszkańców gminy. Wszystko wskazuje na to, że wójt i rada gminy zdążyli przyjąć zapisy, które ochronią interesy mieszkańców zanim nowe prawo planistyczne wejdzie w życie. Wszystko jednak jest teraz w rękach wojewody, bowiem uchwała, którą jednogłośnie przyjęto na ostatniej sesji ponownie będzie sprawdzana pod względem zgodności z prawem jej zapisów.

fot. Marcin Stadnicki

Pasowanie na bialo czerwonym tle

$
0
0

Pasowanie na przedszkolaka, podopiecznych placówki w Wróblewie, gm. Skomlin, zbiegło się z obchodami Dnia Niepodległosci. Dzieci uroczyście zostały pasowane przez dyrektor Agatę Owczarek, a  później uczczciły wzniośle świeto narodowe, dzierżąc w rękach biało czerwone flagi.


Uroczystość rozpoczęła się od  części artystycznej w wykonaniu przedszkolaków. Dzieci zaprezentowały to, czego nauczyły się w przedszkolu do tej pory, pod kierunkiem  nauczycielki Ewy Molik. Najwaniejszym momentem było slubowanie dzieci oraz ich rodziców. Uroczystego pasowania dzieci magiczną kredką dokonała Agata Owczarek– dyrektorka Publicznego Przedszkola   w Skomlinie.  Na pamiątkę dzieci otrzymały pamiątkowe dyplomy , kwiaty z cukierkiem i życzeniami oraz ogromny  róg obfitości. Dzieci w sposób szczególny uczciły również Dzeń Niepodległosci. Poprzez wiersze, wsniosły taniec w biało czerwonych barwach, dzieci pokazały swoim rodzicom,że doskonale zrozumiały lekcje o ojczyźnie i patriotyźmie. O dużym zaangażowaniu dzieci i pracy, jaką wykonały podczas przygotowań do świąta mówi Ewa Molik, wychowawczyni-” Przygotowywaliśmy sie do tego ważnego wydarzenia tak naprawdę od września, poznając piosenki, układy taneczne, rymowanki czy ucząc sie różnych wierszy. Podczas uroczystości  wykorzystaliśmy tylko część nauczonych wierszy i piosenek. Przed uroczystoscia towarzyszył zarówno dzieciom jak i mnie mały stres,  myślę, że on zawsze siedzi gdzieś głęboko w nas. Ale przedszkolaki dały z siebie wszystko, wspaniale sprostali powierzonym im zadaniom. Dzieci z mojej grupy uwielbiają wcielać się w role aktorów. Maja satysfakcję z wykonywania powierzonych im zadań, duzo radości przysparza im uczenie sie  rożnych układów tanecznych z wykorzystaniem ciekawych rekwizytów. Grupa w której uczę liczy 1 6 dzieci w wieku od 2,5 do 6l. Praca w grupie mieszanej nie jest łatwa, trzeba tak dopasować np. scenariusz by uwzględnić w nim dzieci starsze, ktore dużo potrafią jak i  młodsze, które sa czasami niesmiałe, przestraszone i niechętne do wystepowania na forum. W tym przypadku moje starszaki i maluszki wspaniale odegrały swoje role. Jestem z nich bardzo, bardzo dumna. Muszę zwrocic uwagę na to, że dzieci starsze wspaniale pomagają dzieciom młodszym zaaklimatyzować sie w przedszkolu i zdobywać różne umiejętności. Na koniec bardzo dziękuje wszystkim rodzicom za udział w uroczystości, za przygotowanie poczęstunku oraz pani Kolinie Straszak za pomoc w opiece nad przedszkolakami”- podsumowuje nauczycielka.

tekst i fot.: Anna Olejnik-Strózik

Jest przetarg na budowę i przebudowę ulic Chopina i Staszica

$
0
0

Gmina Wieluń ogłosiła przetarg na jedno z większych zadań drogowych w tym roku, którego wartość kosztorysowa przewyższa 1,5 mln zł.


W zakres zadania wchodzi budowa ulicy Chopina na odcinku od ulicy Moniuszki do Staszica. Nowy fragment będzie posiadał jezdnię z betonu asfaltowego o  szerokości około 6 m oraz obustronne chodniki.
Wyremontowana zostanie ulica Staszica na odcinku od zjazdu na dworzec autobusowy do ulicy  POW – remont nawierzchni asfaltem na zniszczonych fragmentach, przebudowa zjazdów, krawężników i chodników, dobudowa kanalizacji deszczowej na odcinku od ulicy Stodolnianj do zjazdu na dworzec.
– Na tym fragmencie droga dalej będzie miała jednostronny chodnik z prostego powodu – mówi Maciej Preś, naczelnik wydziału inwestycji i rozwoju – nie chcemy kompletnie pozbawić zieleni tej ulicy.
Wycinka drzew zostanie ograniczona do niezbędnego minimum  i usunięte zostaną jedynie egzemplarze, w złym stanie fitosanitarnym, położone bezpośrednio przy remontowanym chodniku który zostanie poszerzony do średnio 2m (zmienna szerokość).
Kompletnie odmieniony ma zostać ”ślepy” fragment ulicy Staszica, w stronę bloku przy ul Głębokiej – na tym fragmencie droga zostanie praktycznie całkowicie rozebrana, a następnie odbudowana z kostki betonowej (zarówno jezdnia jak i chodniki).
– Na skrzyżowaniach Chopina z Moniuszki, Staszica i Stodolnianej zostaną wyznaczone przejścia dla pieszych – informuje naczelnik Preś.
Termin otwarcia ofert to 21 listopada bieżącego roku. Zakończenie prac budowlanych zaplanowano na koniec listopada przyszłego roku.

fot.: Sławomir Rajch

Dzieci rolników ubezpieczone od nieszczęśliwych wypadków

$
0
0

W ubiegłym miesiącu prezes KRUS zawarł umowę z firmą ERGO Hestia S.A. na ubezpieczenie od następstw nieszczęśliwych wypadków dzieci rolników ubezpieczonych w KRUS. O szczegółach z kierownikiem placówki terenowej KRUS w Wieluniu Krzysztofem Dziubą rozmawia Wojciech Kamorski

Ostatnio rolnicy otrzymali informację na temat dodatkowego ubezpieczenia dzieci rolników, jaki jest jego zakres?

Nareszcie dzieci rolników zostały objęte kompleksowym ubezpieczeniem. Powszechnie wiadomo, że dzieci w gospodarstwie bardzo często pomagają w przeróżnych pracach, niestety wiąże się to również z tym, że zdarzają się nieszczęśliwe wypadki z ich udziałem. Dzięki ubezpieczeniu NNW najmłodsi mieszkańcy gospodarstw rolnych otrzymają pomoc i szybciej będą mogli wrócić do zdrowia. W zakres ubezpieczenia wchodzą m.in. uszczerbek w wyniku nieszczęśliwego wypadku, porażenia prądem lub piorunem, nieumyślne zatrucia środkami chemicznymi, oparzenia i odmrożenia, ukąszenia, pogryzienia przez zwierzęta lub owady, pobyt w szpitalu, koszty leczenia, koszty zakupu sprzętu rehabilitacyjnego. Dzieci objęte są również usługą assistant w ramach, której ubezpieczyciel oferuje pomoc medyczną, wizyty lekarza, pielęgniarki, dostawę leków, opiekę domową po hospitlizacji, transport medyczny oraz korepetycję.

Kto może skorzystać z tego ubezpieczenia?

Ubezpieczeniem następstw nieszczęśliwych wypadków objęte są dzieci od urodzenia do dnia ukończenia 16 roku życia, pozostające we wspólnym gospodarstwie domowym z rodzicami lub opiekunami prawymi, z których przynajmniej jedno jest objęte ubezpieczeniem społecznym rolników w pełnym zakresie w KRUS.

W jaki sposób rolnicy mogą zgłosić swoje dzieci do ubezpieczenia NNW i ile ono kosztuje?

Ubezpieczenie w całości finansowane jest z Funduszu Składkowego Ubezpieczenia Społecznego Rolników, rolnicy nie ponoszą żadnych dodatkowych kosztów. Nie potrzeba też żadnych dodatkowych zgłoszeń, ubezpieczeniem automatycznie objęte są dzieci rolników, którzy są ubezpieczeni w KRUS. Natomiast zgłoszenie szkody odbywa się bezpośrednio u ubezpieczyciela ERGO Hestia telefonicznie lub mailowo. Wszelkie informacje na ten temat można uzyskać w Placówce Terenowej KRUS w Wieluniu.

Czy ubezpieczenie obowiązuje tylko na terenie gospodarstwa?

Zgodnie z umową to ubezpieczenie obowiązuje 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, na całym świecie. Dzieci są więc ubezpieczone nie tylko podczas wykonywania prac w gospodarstwie ale także podczas nauki, wypoczynku czy w drodze do szkoły.

Zgłaszanie szkód:

zgłoszenia drogą elektroniczną – szkody@ergohestia.pl

zgłoszenie telefoniczne – 801 107 107; 58 555 5 555

Centrum alarmowe Assistance – 24h – 22 522 29 90; 22 232 29 90

Należy podać nr polisy:

43600010947


Nasi rozgromili przeciwników

$
0
0

W sobotę, 12 listopada, w Sieradzu odbył się Halowy Turniej Piłki Nożnej o Mistrzostwo Okręgu, który był jednocześnie eliminacją do finałowego Turnieju o Puchar Marszałka Województwa Łódzkiego. W turnieju wzięło udział siedem drużyn z okręgu sieradzkiego: WKS Wieluń, MGUKS Pogoń Zduńska Wola, MULKS Łask, KS WARTA Sieradz, LUKS Grabia, MUKS Wróblew i GLKS Biała.WKS Wieluń – rocznik 2004 – Mistrzem Okręgu.

Mecze rozgrywane były systemem ”każdy z każdym”. Poczatek turnieju nie był szczęśliwy dla reprezentantów Wielunia, ponieważ jeszcze przed rozpoczęciem rozgrywek, w trakcie rozgrzewki kontuzji doznał bramkarz zespołu. Zastąpił go zawodnik z pola, Tobiasz Walaszczyk.
Pierwsze spotkanie z zespołem Wróblewa zakończyło się wynikiem 1:0 dla wielunian (bramka: Filip Tokarek). W następnym meczu piłkarze z Wielunia ulegli zawodnikom Pogoni Zduńska Wola 1:0. Była to jednak jedyna porażka WKS-u na tym turnieju. Następne spotkania, to już tylko pasmo zwycięstw młodych, wieluńskich piłkarzy.
WKS – Grabia Kolumna 2:0 ( bramki: Jakub Skupień x2), WKS – WARTA Sieradz 3:0 ( bramki: Jakub Skupień, Jakub Karbowiak, Igor Nowak), WKS – MULKS Łask 1:0 ( bramka: Igor Nowak), WKS – GLKS Biała 3:0 ( bramki: Jakub Skupień, Jakub Karbowiak x2).
W ostatecznym rozrachunku, to WKS Wieluń przed WARTĄ Sieradz, zwyciężył cały turniej i zdobył zaszczytny tytuł ”Mistrza Okręgu”. Obie drużyny awansowały również do finału wojewódzkiego. Trzecie miejsce – Pogoń Zduńska Wola.
Tobiasz Walaszczyk otrzymał również wyróżnienie indywidualne – został wybrany najlepszym bramkarzem turnieju.

Edyta Gugla

fot.: Edyta Gugla

Zwycięski skład trenera Krzysztofa Gruszczyńskiego: Oliwier Figlewicz (bramkarz), Filip Tokarek (kapitan), Szymon Gładysz, Miłosz Piśniak, Mikołaj Nowak, Igor Nowak, Jakub Karbowiak, Paweł Szczepaniak, Jakub Skupień, Filip Ślusarski, Tobiasz Walaszczyk.

Prawie 130 psów w hali

$
0
0

Za nami szósta już edycja wystawy psów rasowych w Wieluniu. W hali WOSiR, 11 listopada, zgromadziło się ponad pięćdziesięciu wystawców z Polski i zagranicy.
Wystawa organizowana jest przez Polską Federację Kynologiczną. Z roku na rok gromadzi coraz większą liczbę pięknych czworonogów. Podobnie jak w latach ubiegłych najwięcej było owczarów niemieckich. Nie mogło zabraknąć oczywiście dostojnych yorków.
Prócz standardowego konkursu piękności, dla wystawców i zwiedzających, organizatorzy przewidzieli dodatkowe atrakcje – był pokaz tresury, a także konkurs na młodego prezentera, wybrano też ”psa z fotograficznym uśmiechem”.
w-174
fot.: Sławomir Rajch

Konkurs na inspektora ustawiony?

$
0
0

Ledwo Lidia Dudek została odwołana ze stanowiska Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego w Wieluniu, a już rodzą się kolejne kontrowersje. Tym razem wokół konkursu na jej następcę. Jeden z kandydatów podnosi, że konkurs był ustawiony, a wybrany przez starostę nowy inspektor nie wie, czy ma pięcioletnie doświadczenie w nadzorze

Starosta wieluński w końcu dokonał wyboru Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego. Spośród trzech przedstawionych przez wojewódzkiego inspektora kandydatów wybór padł na Macieja Książka. Jego rywal w walce o stanowisko twierdzi jednak, że wybór nastąpił niezgodnie z wymaganiami, jakie stawia wojewódzki inspektor. Czyżby w PINB w Wieluniu nastąpiła „powtórka z rozrywki”?

Wśród wymagań, jakie postawiono kandydatom na  znalazło się wykształcenie wyższe budowlane z uprawnieniami bez ograniczeń, pięcioletnie doświadczenie zawodowe w organach nadzoru budowlanego, oraz dwa lata doświadczenia na stanowiskach kierowniczych. Andrzej Ferdynus, jeden z kandydatów na stanowisko twierdzi, że spośród całej proponowanej przez wojewódzki inspektorat trójki, która się o nie ubiegała tylko on spełnił wymagania. Wybór starosty był jednak inny.

Wymóg, jakiego miał nie spełnić Maciej Książek dotyczył doświadczenia w nadzorze. Zdaniem Ferdynusa kandydat, którego wybrał starosta w nadzorze co prawda pracował, jednak nie przez pięć lat.
– Ja pracowałem w nadzorze budowlanym w Wieruszowie 11 lat i ten pan został tam wsadzony politycznie. Jak tylko przyszedł, to mnie zaraz zwolnił z pracy. On nie ma wymaganego doświadczenia w nadzorze budowlanym – podnosi Andrzej Ferdynus.

Maciej Książek nie tylko pracował w nadzorze w Wieruszowie, ale był jego szefem. Jak jednak podnosi kontrkandydat nowo wybranego PINB w Wieluniu,  za krótko, by jego kandydatura w ogóle była brana pod uwagę.
– Dlaczego te osoby zostały dopuszczone do konkursu, skoro nie spełniały tych wymagań, które były w ogłoszeniu o konkursie? – pyta Ferdynus. -Książek pracował tylko dwa lata, to jak mógł spełnić wymóg pięcioletniego doświadczenia w organach nadzoru budowlanego? Organ nadzoru budowlanego to jest instytucja państwowa, to nie mógł sobie pracować gdzieś na budowie.

Kandydat na powiatowego inspektora, którego starosta nie zdecydował się wybrać nie kryje poirytowania całą sytuacją.

– Wysyła się CV, jeździ się na rozmowy. Raz do Łodzi, drugi raz do Łodzi. Po co to wszystko jest? To jest taki wyreżyserowany spektakl. To jest chore – komentuje Andrzej Ferdynus.

Ze starostą Andrzejem Stępniem nie udało nam się skontaktować. Bez trudu jednak dodzwoniliśmy się do Macieja Książka. Niestety człowiek, który ma niebawem objąć stery wieluńskiego inspektoratu nie potrafi (lub nie chce) udzielić odpowiedzi, czy wymagane doświadczenie posiada.

– Jeżeli ktoś ma zastrzeżenia, to pozostaje droga odwoławcza i można się do niej dostosować. Ja naprawdę nie mam nic do powiedzenia. Ja jestem jednym z tych, którzy stanęli do konkursu – mówi Maciej Książek mimo że pytanie dotyczyło tylko jego doświadczenia zawodowego. Książek jednak twardo obstaje przy swoim.
– Bardzo proszę rozmawiać z organizatorem konkursu. Ja jestem w tej chwili osobą prywatną. Mam tez swoje życie prywatne a w tej chwili pracuje. Nie ja określam warunki naboru – unika odpowiedzi.

– Proszę się skontaktować z wojewódzkim. Ja naprawdę nie mam na to wpływu. Co do moich kontrkandydatów, mnie to w ogóle nie interesuje – dodaje.

Książek sugeruje, aby wszelkich informacji zasięgać u organizatora konkursu.
-I ta osoba będzie wiedzieć lepiej od pana, czy ma pan pięcioletnie doświadczenie w nadzorze budowlanym? – pytamy. Przyszły inspektor jednak uparcie odpowiada na inne pytanie, którego wcale mu nie zadawaliśmy.
– Ja nic nie wiem o swoich kontrkandydatach – rzuca Maciej Książek.
-Ale ja pana nie pytam o pańskich kontrkandydatów. Ja pytam tylko, czy pan pracował przez pięć lat w nadzorze budowlanym gdziekolwiek? – powtarzam się licząc, że przyniesie to jakiś skutek. Niestety.
– Jeżeli o coś chce pan zapytać to proszę jutro. Ja nie ustalam warunków konkursu. Ja nie wiem – upiera się przyszły inspektor.
W końcu pytam więc Macieja Książka, czy sam nie wie, czy pracował przez pięć lat w nadzorze. Ten jednak twierdzi, że pytania nie rozumie.

W końcu połączenie się urywa. Sam zainteresowany nie potrafił odpowiedzieć na pytanie, czy ma wymagane doświadczenie. Jego kontrkandydat, który konkurs przegrał jest natomiast pewien, że Książek nie spełnił wymagań i zapowiada odwołanie. Ferdynus twierdzi, że wybór inspektora to decyzja polityczna. Zamieszanie wokół stanowiska PINB nie skończyło się więc wraz z wyczekiwanym przez wielu odwołaniem Lidii Dudek. Jaki będzie jego finał?

fot. Sławomir Rajch

Nie szastamy beztrosko pieniędzmi

$
0
0

O wielkich pieniądzach na ”igrzyska” z burmistrzem Wielunia Pawłem Okrasą rozmawia Sławomir Rajch

Panie burmistrzu proszę odnieść się do tej przerażającej sumy 402 tys. złotych za dni miasta. Całe miasto huczy, że urząd wydał taką kwotę na dwa dni zabawy.

Mnie interesuje przede wszystkim kwota, którą gmina musiała wydać na ten cel. Gminna poniosła koszt 285 835, 25 zł, a nie 402 i to jest zasadnicza różnica.

No niby tak, ale jednak wszystko kosztowało ponad 400 tys. zł.

Tylko dlatego, że udało nam się zgromadzić budżet sponsorskich na wysokim poziomie.

Mimo to, to chyba jednak zbyt drogo.

Mimo wszystko za drogo, z kilku powodów. Po pierwsze podczas Dni Wielunia była ineauguracja Euro i był mecz Polska – Irlandia. Planowaliśmy transmisje meczu na dwóch telebimach i sama technika w tym momencie kosztowała dużo więcej niż poprzednio. Po drugie, ponieważ spodziewaliśmy się dużej ilości kibiców, to zostało zarejestrowane jako impreza masowa. A jak wiadomo impreza masowa wiąze się z tym, że muszą być wzmocnione siły porządkowe i ochrona. Te zabezpieczenia też bardzo dużo kosztowały. Te koszty wpłynęły na to, że przekroczone zostały zaplanowane na ten cel przez nas kwoty. Chcieliśmy zorganizować transmisje tego meczu i do ostatniego dnia walczyliśmy z Polsatem o to, żeby nam umożliwił prawa do transmisji za niższe pieniądze.

Ale nie udało się…

No tak, ale koszty musiały być przewidziane na pare tygodni wcześniej. Tutaj te koszty zostały przekroczone. Ponadto w tym roku, w związku z meczami Euro, poszły w górę koszty związane z wynajmem telebimów. Ja nie kwestionuje tego, że wydatki na organizację tej imprezy były za duże. Deklaruję, że dopóki ja będę burmistrzem, kwota jaka będzie założona na dni miasta nie będzie mogła być przekroczona.

Mam rozumieć, że jak zaplanujecie 200 tys. zł, to tylko tyle ratusz będzie mógł wydać na ten cel, a nie jak w tym roku ponad 285 tys.?

Nie przekroczymy tej kwoty. Tyle pieniędzy ile będzie założone w budżecie może zostać wydane. Tej kwoty nie przekroczymy.

Ale ”mleko się wylało”. W tym roku urząd do planowanej kwoty musiał dołożyć 85 835 złotych i 25 groszy. Tę kwotę trzeba było znaleźć w budżecie. Na co te pieniądze były wcześniej zaplanowane?

To było przesunięte z wolnych środków.

Ta kwota przydałaby się choćby na budowę parkingu przy POW, na którą trzeba było przesuwać pieniądze, rezygnując z innego zadania gminy.

Wiadomo, że każde środki, które są w budżecie mogą być inaczej wydane. To jest zawsze kwestia wyboru i oceny ludzi, mniej lub bardziej aprobowanych. Chciałbym podkreślić, że kiedy zostałem burmistrzem to ograniczyłem bardzo wyraźnie koszty funkcjonowania urzędu. Zrezygnowałem z zastępcy burmistrza, z dodatkowej sekretarki. Oszczędności, które są tylko dlatego, że jestem burmistrzem, to jest kwota ok. 200 tys. zł rocznie.

Ja tego nie neguję. Ale nawet jeśli takie oszczędności są, to nie znaczy, że trzeba się rozrzucać.

Oczywiście. To nie jest tak, że my w sposób beztroski szastamy pieniędzmi. Niemniej w tym roku zostało przeholowane. W ostatniej chwili pojawiła nam się możliwość koncertu Raya Wilsona i to był koszt prawie 50 tys. zł. to tak naprawdę nam zabużyło planowany budżet.

Po obejrzeniu i wysłuchaniu koncertu, może pan powiedzieć, że ten występ był warty tych pieniędzy?

Uważam, że tak. To był najlepszy koncert w Wieluniu, przynajmniej od 10 lat. Był to koncert na wysokim poziomie artystycznym, była to gwiazda europejskiego formatu. Nie było nigdy tego typu gwiazdy w Wieluniu.

A kto proponował akurat tych wykonawców?

To była wspólna inicjatywa, po konsultacjach w urzędzie.

Kto negocjował ceny?

My sami z menadżerami tych zespołów. Wiemy też o tym, że czas świętowania dni miast jest dla tych menadżerów czasem żniw i wtedy koszą o wiele większe pieniądze niż w tej chwili. Za chwilę będziemy mieć w Wieluniu koncert zespołu ”Dżem”. Organizuje go agencja i ona gwarantuje, że weźmie mniejsze pieniądze niż gmina zapłaciła za występ tego zespołu podczas Dni Wielunia. To tak już jest, że miasta konkurują o dobrych artystów, każdy chce mieć najlepszych i wtedy ci artyści biorą duże pieniądze.

Czy te ceny podawane przez menadżerów porównywali państwo z kwotami jakie kasowały te zespoły w innych mistach w tym samym czasie?

Generalnie nikt nie chwali się takimi szczegółowymi wyliczeniami.

Ale panie burmistrzu nie zgodzę się z tym. Są opracowania roczne, katalogi z propozycjami muzycznymi na każdy rok. W tych katalogach są podane orientacyjne ceny za występ konkretnych zespołów.

Dzwoniąc i podając termin, cena zasadniczo różni się od ceny w katalogu.

Zatem jak to ma się stać, że w przyszłym roku organizując dni miasta nie zostanie przekroczona ta kwota?

Nie będzie pięciu dużych gwiazd, tylko jedna.

To jak to się stało, że w tym roku zaplanowano ich aż pięć?

Początkowo były zaplanowane dwie gwiazdy na sobotę i dwie na niedzielę. Ponieważ pojawiła się okazja koncertu Raya Wilsona…

Chwila, ale gdzie tu jest ta okazja? Bo 48 tys. zł za koncert jednej gwiazdy to chyba żadna okazja.

Ray Wilson normalnie kasuje 70 tys. zł za koncert. Tylko z tego względu, że dzień wcześniej miał koncert dość niedaleko od Wielunia, to mógł wystąpić tutaj za takie pieniądze.

Na jakiej podstawie mówi pan, że ten wykonawca kasuje kosmiczną kwotę 70 tys. zł za koncert?

Bo rok wcześniej próbowaliśmy załatwić taki koncert i wtedy zaproponowano nam taką właśnie kwotę.

Kto decydował o ostatecznym kształcie imprezy, o zestawie gwiazd?

Ja.

I w nadchodzącym roku też tak będzie?

W nadchodzącym roku gwiazd będzie mniej. Propozycję odnośnie Dni Wielunia będzie przedkładała dyrektor Wieluńskiego Domu Kultury. Kwota na ten cel to będzie 250 tys. zł.

Nie może być przekroczona?

Nie będzie przekroczona. Zapewniam pana.

Jeśli chodzi o technikę estradową i scenę – proszę powiedzieć jak to było zamawiane? Były jakieś zapytania ofertowe w tej sprawie, przetarg? Może dało się znaleźć tańszą firmę?

To było robione przez Biuro Zamówień Publicznych. Były zapytania i wpłynęły do nas oferty. Było to robione od razu na dwie imprezy; na dni miasta i na obchody rocznicy wybuchu II wojny światowej.

Swoją drogą to uroczystości związane z obchodami też kosztowały chyba zbyt dużo.

Kosztowało dużo. Byli w Wieluniu goście ze świata i chcieliśmy pokazać Polskę w takim najlepszym wydaniu.

Ile wydano na te obchody wiadomo? To przecież było osiem czy nawet dziewięć dni…

Nie podam teraz takiej kwoty. Ale to były duże koszty.

Możemy podać jakie te koszty były?

Ależ tak. Możemy podać szczegółowo te koszty, przecież wszystko jest jawne.

To ja poproszę o przygotowanie zestawienia tych kwot, pieniędzy wydanych na obchody rocznicowe oraz imprezy towarzyszące.

402 tys. zł za dwa dni zabawy

$
0
0

Na nowo rozgorzała dyskusja o kosztach związanych z organizacją dni miasta. Wszystko za sprawą mieszkańców, którzy na anonimowym koncie portalu społecznościowego podali tytułową kwotę, zarzucając władzom miasta niegospodarność i brak dbałości o publiczne pieniądze. Rzeczywiście Dni Wielunia globalnie kosztowały 402 672,40 zł, ale z budżetu gminy wydano na ten cel 285 835, 25 zł, reszta pochodziła od sponsorów oraz z wpływów, związanych m.in. z dzierżawą terenu.


O tym, że ponad 400 tys. złotych to przerażająco duża kwota, przekonywać nikogo nie trzeba. Wprawdzie władze gminy bronią się, że przecież wydały 285 tys. z hakiem, a resztę pozyskano od sponsorów, a także z opłat związanych z wynajmem terenu pod stoiska handlowe i wesołe miasteczko, ale… Niezależnie od tego nie da się obronić faktu, że dni miasta pochłonęły w tym roku gigantyczną kwotę, która robi wrażenie.
Emocje wywołują także kwoty wydane na artystów oraz koszty techniki scenicznej. Za koncert Raya Wilsona gmina zapłaciła 48 tys. zł. Luxtorpeda skasowała od miasta 30 750 zł, a Mrozu aż 39 360 zł. Co ciekawe, ten ostatni według cen katalogowych na ten rok powinien kosztować ”od 17 tys. zł”. Istotne jest tutaj słowo ”od”, które otwiera furtkę do zmiany ceny na wyższą. Pytanie tylko czy z ceny katalogowej ”od 17 tys. zł” można podskoczyć do kwoty 39 360 zł? Można.
– Kwota katalogowa to cena netto. Poza tym te ceny nie są stałe, zmieniają się w zależności od terminu – broni sprawy Joanna Skotnicka-Fiuk z Biura Obsługi Burmistrza.
Takie wyjaśniania dla wielu obserwatorów życia publicznego, mogą nie być wystarczające, szczególnie, że 17 tys. zł od 39 360 zł dzieli niemała kwota. Wspomniana różnica, którą łatwo wyliczyć 22 360 zł, wydaje się być nie do przyjęcia. Szczególnie, że przeciętny podatnik oczekiwałby od władzy negocjowania cen, a nie przyjmowania podanej, albo jak w tym przypadku ponad dwukrotnie wyższej niż można wnioskować z propozycji katalogowej.
Co do bardzo wysokich kosztów techniki, burmistrz Wielunia tłumaczy je wynajęciem dwóch dużych telebimów, na których wielunianie mieli obejrzeć bardzo ważny dla polskiej reprezentacji mecz. Ostatecznie go nie obejrzeli, ale z zamówionych telebimów wycofać się podobno nie dało.
Duże koszty gmina poniosła też z tytułu wynajęcia firmy ochroniarskiej, za której usługi trzeba było zapłacić 38 560, 50 zł. Był też kabaret za 12285 zł. Koszty cateringu to 10 200 zł. Za noclegi artystów gmina zapłaciła 5910 zł. Zaś za toi toi i ogrodzenia tzw. płotki kwotę 21 975, 33 zł…
***
Konkluzja może być tylko jedna – łatwo wydaje się publiczne pieniądze, dużo trudniej się z nich rozliczyć tak, żeby podatnik był zadowolony.

Tu rządzi „klan Drutowskich”

$
0
0

Własciciel tartaku w Felinowie nie ustaje w walce z władzami gminy. Po skardze na wójta skierowanej do wojewody przyszła kolej na pismo do rady gminy, o czym informował jej przewodniczący


Dwa pisma podobnej treści wpłynęły na ręce Przewodniczącego Rady Gminy w Osjakowie, o czym na ostatniej sesji Ryszard Drutowski informował radnych. Pierwsze z nich było anonimem podpisanym przez „zatroskaną” mieszkankę gminy.
– Ponieważ to był anonim, a to dotyczy rady, radni mogą się zapoznać z tym pismem. Przekazałem, że to pismo jako anonim nie będzie dalej kolportowane i udostępniane – informował przewodniczący rady, co do którego zarzuty także w piśmie się pojawiły.
– Tam w piśmie jest zawarte, że rządzi tutaj klan Drutowskich. Wymieniając przewodniczącego i sołtysa z Kuźnicy Ługowskiej jeszcze zapomniano o radnym Drutowskim i o Danusi Drutowskiej, sołtysie. Także to pismo nawet nie było ścisłe. Kto z radnych chce się zapoznać, jest to pismo w biurze rady – mówił Ryszard Drutowski.
– Za cztery dni wpłynęło pismo w 90 procentach pokrywające się z tym anonimem. Nawet te wszystkie przysłowia, slogany – kontynuował przewodniczący. Drugie z pism, podpisane przez przedsiębiorcę, także znajduje się w biurze rady.

fot. Marcin Stadnicki

Sołtysi chcą kwoty minimalnej

$
0
0

Nie wszyscy mieszkańcy płaca podatki u sołtysa. Tą formę często wypierać zaczyna droga internetowa, co z kolei powoduje, że do sołtysów nie trafia prowizja
Sołtysi z gminy Ostrówek złożyli na ręce przewodniczącego rady gminy i wójta wniosek zakładający minimalną kwotę, jaką sołtys ma otrzymywać z tytułu inkasowania podatku rolnego. Każdy sołtys miałby otrzymywać minimalnie 125 zł brutto. Zgodnie z treścią swojego wniosku sołtysi zakładają, że pozostałe zasady prowizji powinny zostać bez zmian.
Jak sołtysi uzasadniają swój wniosek? Ich zdaniem formy płatności są różne, za przykład podają formę internetową, przez co część mieszkańców omija sołtysa płacąc podatek. To z kolei wiąże się z tym, że nie każdy sołtys otrzyma prowizję, która pokrywa koszty obsługi.
– Zajmiemy się tym na następnej sesji. Przygotujemy projekt uchwały i będziemy to rozpatrywać– zapowiada Andrzej Wojewoda, przewodniczący rady.
fot. Marcin Stadnicki


Gra niewarta świeczki, czyli pajęczańska reforma oświaty

$
0
0

Miały być oszczędności, pozostał niesmak. Reforma oświaty, jaką mieszkańcom zafundowały władze Pajęczna na niewiele się zdała. Zabrała za to mieszkańcom wsi szkoły, a koszty w oświacie i tak rosną. Skarbnik gminy sugeruje, że błędem było nie zwalnianie nauczycieli. Radna wojewódzka twierdzi natomiast, że dwie podstawówki w gminie to za mało


Jaki sens miało zamykanie szkół na terenie gminy Pajęczno? Okazuje się, że w takiej formie, na jaką zdecydowały się władze niewielki.
– Nie jest tajemnicą, że ja nie byłam zwolennikiem zamknięcia szkoły w Gajęcicach – mówi radna sejmiku województwa Iwona Koperska – Mamy teraz ten niż demograficzny i faktycznie szkoły, gdzie jest bardzo mało uczniów, to jest to powiedzmy ekonomicznie uzasadnione, natomiast uważam, że dwie szkoły podstawowe na terenie całej gminy Pajęczno to jest zdecydowanie za mało.
Radna podkreśla, że nie jest też zwolennikiem zwalniania nauczycieli tym bardziej, że ci na terenie gminy mają spore doświadczenie. Nieco inaczej na sprawę reformy oświaty patrzy skarbnik gminy. Zuzanna Podlejska podkreśla, że zamykanie szkół było spowodowane niżem demograficznym. Uczniów było coraz mniej. Co za tym idzie mniejsza była też subwencja, koszty wynagrodzeń natomiast nie malały. Prognozy na przyszłość także nie były optymistyczne.
– Żeby zapobiec takiej sytuacji, która z danych historycznych wynikała, że nie będzie lepiej, z danych demograficznych wynikało, że ona jeszcze będzie się pogarszać chcieliśmy, żeby klasy były liczniejsze, żeby było coraz mniej nauczycieli, zlikwidowaliśmy szkoły – mówi skarbnik gminy. Podlejska dopatrzyła się także błędu popełnionego podczas zamykania placówek oświatowych. Błąd ten miał dotyczyć właśnie zatrudnienia.
– Błąd był jeden wielki, że nie byli zwalniani nauczyciele i obsługa. Powinna być po prostu zamknięta szkoła, likwidacja zakładu pracy, wszyscy dostają wymówienia tak, jak to się robiło w innych gminach. Chcieliśmy zrobić, żeby nie było kosztów społecznych, żeby były miejsca pracy, żeby nie było niezadowolenia bo wiemy, że to są nasi mieszkańcy. Dlatego wszyscy ci nauczyciele zostali albo przeniesieni, część poszła na emeryturę, ale bardzo niewiele. Część obiecała, że jak tylko będzie miała wiek emerytalny, albo możliwość przejścia, to przejdzie na emeryturę. Wszyscy zostali zatrudnieni. Etaty nie były zmniejszone i nie było drastycznego zmniejszenia etatów. Zmniejszyły się koszty utrzymania, bo wiadomo, że nie było kosztów utrzymania szkół i tutaj były minimalne oszczędności – przyznaje Zuzanna Podlejska.
Skarbnik gminy wyliczając kwoty, jakie w poszczególnych latach trzeba było do oświaty dołożyć za sprawą wzrostu wynagrodzeń przyznaje, że mimo likwidacji placówek gmina dokłada coraz więcej. Gdzie tu zatem oszczędności? Pajęczno musi dołożyć do oświaty już ponad pięć milionów 700 tysięcy złotych.
Skoro więc większych oszczędności nie udało się wygospodarować, jaki efekt przyniosło zamykanie szkół. Na to pytanie bardzo szybko odpowiada radna wojewódzka, która nie potrafi przeboleć zamknięcia placówki w Gajęcicach.
– To spowodowało tylko tyle, że zamknięto szkołę i budynek niszczeje. Wiem, że wieś powołała stowarzyszenie. Prosiła pana burmistrza o to, żeby ten budynek użyczyć wsi. Wstępnie rozmawiano ze stowarzyszeniem szkół katolickich z Częstochowy. To stowarzyszenie się podjęło prowadzenia szkoły w Gajęcicach. Chodziło tylko o to, żeby burmistrz przekazał budynek. Zabrakło takiego ludzkiego podejścia do tego człowieka ze wsi. Czym wieś dysponuje? Jeśli chodzi nie tylko o oświatę, ale i kulturę wieś dysponuje szkołą. Jeżeli się tą szkołę zamknie, to wieś zostaje zupełnie z niczym. W miejsce tej szkoły nie powołuje się niczego innego – mówi Iwona Koperska i podkreśla, że rozgoryczenie mieszkańców było tym większe, że szkołę budowali w czynie społecznym. Ponadto podnosi, że część uczniów, którzy już dojeżdżali do Gajęcic z innych miejscowości została następnie przeniesiona do podstawówki w Makowiskach.
– Nigdy nie usłyszałam uzasadnienia i wyjaśnienia dla zamknięcia podstawówki w Gajęcicach. Zabrakło mi w tym wszystkim sensownego wyliczenia ile będzie tych oszczędności, jakie były wpływy za uczniami, póki ta szkoła funkcjonowała. Brakowało mi rzetelnego wyliczenia gdzie te oszczędności są i czy to w ogóle są oszczędności – wspomina radna.
– Ja nie wiem czy to są takie wielkie oszczędności, a jest to dla wsi deprymujące. Każdy włodarz się powinien trzy razy zastanowić zanim zamknie placówkę oświatową na wsi – komentuje.
Władze gminy bez zastanowienia z pewnością decyzji nie podjęły. Ile jednak z tego zastanawiania wynika okazuje się teraz. Gmina dalej boryka się z problemem rosnących kosztów oświaty. A gdzie w tym wszystkim uczniowie, którym zamknięto placówki? W autobusach.

fot. Marcin Stadnicki, Sławomir Rajch

Nieuchwytny inspektor

$
0
0

Od minionego wtorku pełni funkcję Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego w Wieluniu, do dziś jednak nie wiadomo, czy spełnił wymagania stawiane w konkursie na stanowisko. Maciej Książek unika kontaktu z naszą redakcją


Powołanie przez starostę Macieja Książka na stanowisko PINB w Wieluniu budzi kontrowersje. Przypominamy, że jeden z kandydatów na stanowisko sugeruje, że Książek nie spełnił wymagania pięcioletniego doświadczenia w nadzorze. Sam zainteresowany nie odpowiada na pytanie, czy wymagane doświadczenie zdobył. Co więcej unika kontaktu z redakcją „Kulis”. Raz jest w terenie, innym razem na spotkaniu. Kiedy pofatygowaliśmy się do siedziby inspektoratu dowiedzieliśmy się, że jego szef wyjechał na trzydniowe szkolenie i w miejscu pracy pojawi się dopiero w piątek. Zostaliśmy też poinstruowani (nie pierwszy raz zresztą), aby wszelkie pytania kierować do Macieja Książka na piśmie.
Pytania dotyczące doświadczenia zawodowego nowego powiatowego inspektora skierowaliśmy także do Wojewódzkiego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego w Łodzi. O doświadczenie Książka zapytaliśmy także drogą mailową starostę wieruszowskiego. Tam bowiem wcześniej Maciej Książek także szefował inspektoratowi, jednak został ze stanowiska odwołany. Dlaczego? O to także zapytaliśmy starostwo powiatowe, póki co jednak odpowiedzi brak.
Tymczasem w sprawie konkursu pojawiają się głosy, że został on rozpisany pod konkretną osobę, którą jednak nie był Maciej Książek. Wysokie wymagania, jakie postawione zostały w konkursie spełniał tylko jeden z kandydatów. Jak doszło do tego, że mimo wszystko staroście wieluńskiemu przedstawiono trzech? To póki co pozostaje to tajemnicą.

fot. Radio Ziemi Wieluńskiej

Zapłonęła sadza w kominie

$
0
0

Wyglądało groźniej, niż było w rzeczywistości. Pożar, który w środę 16 listopada na ul. Zielonej gasili strażacy nie wyrządził szkód


Dwa wozy strażackie pojawiły się na ul. Zielonej w środę w godzinach popołudniowych. Wcześniej część ulicy spowił gęsty dym wydobywający się z komina jednego z budynków mieszkalnych. Na szczęście w wyniku zdarzenia nikt nie ucierpiał. Obyło się także bez strat materialnych.
– Pożar nie wyrządził szkód. Było spore zadymienienie, ale nikomu nic się nie stało – mówi rzecznik prasowy PSP Wieluń Maciej Dura.
Przyczyną całego zdarzenia było zapalenie się sadzy w kominie. Już przed rozpoczęciem sezonu grzewczego przypominaliśmy, jak ważne jest wykonanie przez uprawnioną osobę przeglądu przewodów kominowych. Mistrz kominiarski Andrzej Konieczny w rozmowie z „Kulisami” podkreślał, że niedrożny komin może być przyczyną późniejszych problemów. Konieczny podkreślał przy tym, że nie często dochodzi do pożarów całych budynków spowodowanych niedrożnym kominem, zapalenia sadzy jednak się zdarzają. W przypadku pożaru na ul. Zielonej do tragedii na szczęście nie doszło, jednak, jak mówił Konieczny w przypadku niedrożności kominów zagrożenie stwarza tlenek węgla rozprzestrzeniający się w pomieszczeniach.

dsc_1221 dsc_1230 dsc_1236 dsc_1242 dsc_1250 dsc_1259
fot. Marcin Stadnicki/Natalia Ptak

Działoszyn nie ma zastrzeżeń

$
0
0

Kolejną gminą, która odpowiada na pytania dotyczące planu gospodarki odpadami województwa łódzkiego jest Działoszyn. Samorząd nie ma zastrzeżeń.
-W dniu 5 września 2016 r. do Burmistrza Miasta i Gminy Działoszyn wpłynęło pismo w sprawie zaopiniowania projektu uchwały „Planu gospodarki odpadami dla województwa łódzkiego na lata 2016 – 2020 z uwzględnieniem lat 2023 – 2028”. W/w program burmistrz zaopiniował pozytywnie i nie wniósł żadnych uwag. Ponadto, powyższy plan był udostępniony społeczeństwu przez  Zarząd Województwa Łódzkiego, do którego do dnia 23 września 2016 r. każdy mógł składać uwagi i opinie – informuje Joanna Chwal, rzecznik prasowy burmistrza.

Wojewoda z gospodarską wizytą w Wieluniu

$
0
0

Duże wydarzenie miało miejsce w miniony czwartek,17 listopada, w Wieluniu. Do miasta na niemal cały dzień przyjechał wojewoda łódzki profesor Zbigniew Rau. Rozmawiał z cukrzykami, zwiedził Spółdzielnie Dostawców Mleka, złożył kwiaty pod głazem upamiętniającym ofiary bombardowania miasta, a na koniec spotkał się z harcerzami.


Organizatorem spotkania i przewodnikiem po Wieluniu profesora był radny Paweł Rychlik, pełnomocnik PiS w powiecie wieluńskim. Wojewoda na początku wizyty spotkał się z wieluńskimi cukrzykami, gdzie dyskutował między innymi nad planami przekazania wielu kompetencji przychodniom Podstawowej Opieki Zdrowotnej, oraz nad problemami z jakimi spotykają się chorzy na cukrzyce jak i lekarze specjaliści. Podczas spotkania wojewoda łódzki odznaczył w imieniu Prezydenta RP Andrzeja Dudy Brązowym Krzyżem Zasługi prezesa wieluńskiego oddziału Polskiego Stowarzyszenia Diabetyków Floriana Farysia.
Następnie prof. Zbigniew Rau udał się do Spółdzielni Dostawców Mleka, gdzie w towarzystwie swoich asystentów poznał dość dokładnie procesy produkcji wyrobów wieluńskiej mleczarni oraz sytuacje na rynku mleka, jak i wyrobów mleczarskich. Jak podkreślał prezes SDM Stefan Bartela – wieluński zakład jest trzecim co do wielkości tego typu w województwie łódzkim. Wojewoda miał również przyjemność skosztować sernika z wieluńskiego sera ”Mój ulubiony” – hitu handlowego wieluńskiej mleczarni.
Następnie wojewoda złożył kwiaty pod głazem upamiętniającym ofiary bombardowania Wielunia z 1 wześnia 1939 roku, przy odrestaurowanych fundamentach wieluńskiej fary w asyście burmistrza Pawła Okrasy, sekretarz miasta Magdaleny Majkowskiej, przewodniczącego Rady Miejskiej Piotra Radowskiego oraz dyrektora Muzeum Ziemi Wieluńskiej Jana Książka.
Ostatnim, oficjalnym akcentem wizyty wojewody w Wieluniu było spotkanie z wieluńskimi harcerzami oraz członkami stowarzyszenia Batalionów Obrony Narodowej w Muzeum Ziemi Wieluńskiej. Spotkanie poprzedzone było spacerem po Wieluniu, podczas którego dyrektor muzeum Jan Książek przedstawiał historie miasta. Zbigniew Rau słuchał z zainteresowaniem, tym bardziej, że jego przodkowie pochodzą właśnie z Ziemi Wieluńskiej. W muzeum zapoznał się z wystawami przygotowanymi przez wieluńskich muzealników, szczególnie z ekspozycją dotyczącą tragicznego 1 września 1939 roku.
Po spotkaniu z harcerzami i członkami stowarzyszenia Batalionów Obrony Narodowej wojewoda zakończył wizyte w Wieluniu późnym wieczorem.
– W rozmowach z urzędnikami wieluńskich urzędów przewijała się jedna myśl – pierwszy raz od niepamiętnych czasów wojewoda przyjeźdza od tak, nie na otwarcie czegoś, przecięcia wstęgi, uczczenia rocznicy – mówi Paweł Rychlik, inicjator gospodarskiej wizyty wojewody w naszym mieście.
– Przyjeżdza spotkać się z mieszkańcami, poznać historie oraz kulturę, poznać walory gospodarcze. Dlatego bardzo się cieszę, że wojewoda Zbigniew Rau przyjął nasze zaproszenie i owocnie spędził czas w Wieluniu – podsumował Rychlik.

dsc_2474 dsc_2545 dsc_2495 dsc_2534 img_9554-small
fot.: Joanna Skotnicka-Fiuk

Viewing all 7000 articles
Browse latest View live