To miał być miły dzień. Bożena spodziewała się gości, dzień wcześniej bowiem obchodziła urodziny. Krzątała się więc po kuchni szykując smakołyki. Nagle zobaczyła dym. Wybiegła. Otworzyła drzwi od kotłowni. Ogień w momencie zaczął wszystko pochłaniać. Wróciła do domu, krzycząc, aby córka zabrała biegające po domu małe dzieci. Wzięła telefon, wykręciła numer do męża. – Palimy się!- wykrzyczała do słuchawki.
Sobota, około godziny 13. Bożena Kubiak, spodziewając się gości, szykowała poczęstunek. Do góry biegała trójka małych dzieci, na które zerkała ich mama.
– Dzień był taki piękny. Świeciło słoneczko, było tak jakoś przyjemnie- mówi Bożena.
W jednej minucie ta sobotnia sielanka zmieniła się w horror. Dym, bieg, krzyk. I ratowanie, co tylko się da…
– Zobaczyłam dym. Szybko wyszłam do kotłowni, ale tam już nie dało się wejść. Słychać było trzaski, strzelanie. Ewidentnie ogień. Jak otworzyłam drzwi, płomień się rozszalał- relacjonuje Bożena Kubiak. -Zaczęłam krzyczeć do córki, żeby zabrała dzieci, bo troje maluchów było w domu.
Później pozostało czekanie… Czekanie na jakąkolwiek pomoc.
Bożena chwyciła telefon. Zadzwoniła do męża, który był w tym momencie w polu.
– Powiedziała, że się palimy- wspomina tą koszmarną wiadomość Wiesław Kubiak.- W pierwszym momencie taka myśl, ale jak to się palimy? Ale nic, ruszyłem. Szybko wróciłem do domu i starałem się ratować, co się dało- mówi gospodarz.
W między czasie Bożena zaczęła łapać najpotrzebniejsze rzeczy i wynosić je z domu. Bała się, że może spotkać ich najgorsze i cały dom zostanie pochłonięty przez ogień.
– Nie wiadomo było, czego się spodziewać- mówi Bożena Kubiak.
Tymczasem ogień trawił zabudowania kawałek po kawałku. Spaliła się papa na dachu. Poprzepalały się deski.
– Spaleniu uległ między innymi samochód osobowy mercedes, warsztat z kotłownią wraz z wyposażeniem, dach kompleksu budynków na powierzchni około 200 m2, słoma w części gospodarczej, częściowo poddasze w części mieszkalnej- informuje Tomasz Niesłony z OSP w Białej. – Szacunkowe straty to ok. 100 tys. zł, uratowano mienie o wartości powyżej 100 tys. zł. Ze względu na duże rozmiary obiektów, zwartą zabudowę szeregową oraz palność konstrukcji i wyposażenia, pożar szybko się rozwinął i przybrał znaczne rozmiary. Utrudnieniem podczas działań było silne zadymienie oraz wysoka temperatura. Działania ratowniczo-gaśnicze trwały ponad cztery godziny. W działaniach uczestniczyło 11 zastępów straży pożarnej- PSP oraz OSP. Nasza jednostka brała udział dwoma zastępami z łączną obsadą 11 druhów. Dzięki szybkiej i zdecydowanej postawie zastępów Straży Pożarnej uratowano mienie znacznej wartości. Najważniejsze, że w pożarze nikt nie ucierpiał- podsumowuje Niesłony.
Choć samochód znajdujący się w zabudowaniach nie był pierwszej młodości, dla Wiesława był jednak ważny.
– Był nie do zajechania- wspomina z sentymentem gospodarz. – W kotłowni nawet tynk spadł ze ścian. Miałem jeszcze obok warsztat z podręcznymi rzeczami: szlifierką, kompresorem, spawarkę. Co potrzebne było mi do zrobienia, to tam sobie miałem. I wszystko się zupełnie spaliło…- dodaje łamiącym się głosem.
Jak informuje Państwowa Straż Pożarna w Wieluniu, przypuszczalną przyczyną pożaru była utrata izolacyjności przewodu elektrycznego instalacji w budynku.
– Mieliśmy same nieszczęścia w tym roku. Najpierw urwały się koła od traktora, później sarna wyskoczyła i cały przód auta potrzaskała- wspomina Bożena Kubiak.
– Zrobiłem- wtrąca jej mąż.- Pojeździłem trzy dni i poszło z dymem. Podobnie jak sto lat ponad kontrabas miałem. I też się spalił. A miałem go dać do odrestaurowania. I chciałem sobie go postawić tu w kąciku. To sobie postawiłem- dodaje Wiesław.
Podczas akcji gaszenia pożaru, na miejscu pojawił się Aleksander Owczarek, wójt gminy Biała. Dostarczył on plandeki niezbędne do zabezpieczenia nadpalonego pokrycia dachu w części mieszkalnej.
– Gmina udzieliła pomocy rodzinie. Część z osób przeprowadziliśmy do mieszkania zastępczego. Ponieważ spaliła się kotłownia, gmina zaopatrzyła rodzinę w urządzenia grzewcze zastępcze- mówi Aleksander Owczarek.
Kubiakowie wiedzą, że nie będzie im łatwo się po tym pożarze pozbierać.
– Będziemy potrzebować rąk do pracy, bo sam tego nie dam rady zrobić- mówi nieśmiało Wiesław. – No i materiały budowalne wszelkiego rodzaju. Musimy to jakoś odbudować. Drewno też by się przydało na wywiązkę- wylicza gospodarz.
Teraz dla rodziny najgorszy jest mróz. Nic się nie da ruszyć.
– Przydałoby się zrobić jakieś zadaszenie, żeby to wszystko minimalnie chociaż zabezpieczyć. Najważniejsze jednak, żeby zrobić to centralne, żebyśmy mogli w piecu napalić. Posprzątać też to wszystko trzeba. Wszędzie spalenizna- mówią Kubiakowie.
Jednak los dla małżonków nie jest łaskawy. Bożena ma grupę inwalidzką. Jeszcze do końca stycznia miała pracę. Pierwszego lutego ją straciła. Wiesław też nie może się pochwalić niezawodnym zdrowiem. Ma problemy między innymi z kręgosłupem. Na co dzień mimo wszystko stara się wytrwale pracować na gospodarce. Jednak z tego ciężko będzie wyżyć i jeszcze odremontować spalone pomieszczenia.
– Ciężko nam będzie to wszystko ruszyć. Nie miałem ubezpieczenia, więc nic nie dostanę- komentuje załamany Wiesław. – Ale nie załamujemy się. Musimy działać- dodaje po chwili.
Rodzina apeluje o pomoc. Liczy się każdy gest, każda para rąk do pomocy, każda deska…