Sytuacja finansowa gminy Pajęczno do najlepszych nie należy. Znów brakło na wynagrodzenia dla nauczycieli, pojawił się także pomysł wyemitowania obligacji. O tych i innych problemach Pajęczna z przewodniczącym gminnej komisji oświaty Piotrem Mielczarkiem rozmawiał Marcin Stadnicki.
Marcin Stadnicki: Nam udało się uzyskać informacje o wysokości dodatków funkcyjnych, jakie otrzymują dyrektorzy poszczególnych placówek oświatowych. Pan wnioskował o to podczas sesji. Czy uzyskał Pan już satysfakcjonującą odpowiedź?
Piotr Mielczarek: Otrzymałem odpowiedzi, natomiast w odpowiedziach dostałem tylko wysokość tych dodatków, które już się wcześniej ukazały w prasie. Natomiast na sesji prosiłem o coś zupełnie innego. O wyjaśnienie przyczyn, dlaczego pani dyrektor podstawówki ma najniższy dodatek. Co prawda pan burmistrz tłumaczył, że współpraca poprzednio się tak źle układała, ale ja poprosiłem o to na piśmie. Dostałem tylko wysokość tych stawek.
Czy te argumenty burmistrza, który twierdzi, że zapis regulaminu nie ma znaczenia, bo to jest jego decyzja, satysfakcjonują pana? Uważa pan, że sprawa została wystarczająco wyjaśniona?
To na pewno nie rozwiązuje sprawy, bo pani dyrektor ma podstawy, żeby się czuła dyskryminowana w jakiś sposób. Z sumieniem burmistrza nie będziemy dyskutować, jeśli uznał, że tak jest dobrze, to trudno. Chociaż widzę taką sprzeczność. Przecież pani dyrektor o tym mówiła, że przed końcem roku szkolnego dostała najwyższą ocenę pracy. Komisja oświaty też nigdy nie miała żadnych zastrzeżeń, nie docierały do nas żadne głosy, że tak źle funkcjonuje ta placówka. Nagle słyszymy we wrześniu, że tak źle ta współpraca przebiegała, że pani dyrektor sobie nie radziła z problemami. Jest to niedorzeczne.
Wnioskowaliśmy jako komisja edukacji, bo taka była prośba pani dyrektor ze szkoły podstawowej numer jeden, odeszła pani z sekretariatu na emeryturę i tam został tylko jeden etat. Przypominam, że tam jest 570 dzieci plus 80- parę etatów do obsługi. To jest ogromna rzesza ludzi, których teraz jedna pani w sekretariacie musi obsłużyć. Wnioskowaliśmy też przez panią inspektor oświaty do pana burmistrza, żeby ten etat tam jednak stworzyć. Etat, który był, a który się skończył naturalnie, a który uważamy, że powinien być do obsługi takiej dużej ilości ludzi. Uczniów, często rodziców i także nauczycieli Do tej pory tego nie ma, Mam nadzieję, że pan burmistrz o tym pamięta.
Burmistrz wyjaśniał, że pani dyrektor nie przystosowała placówki na przyjęcie przedszkolaków i to był główny zarzut do jej pracy. Pan jako przewodniczący komisji oświaty na pewno ma wiedzę na temat możliwości poszczególnych placówek. Pani dyrektor miała w ogóle możliwość przyjąć przedszkolaki w placówce bez zaburzania jej funkcjonowania?
Nie uczestniczyłem w rozmowach, które się odbywały na linii burmistrz – rodzice – dyrekcja. Wiem za to, że to spowodowałoby zmianowość w szkole. Tym bardziej, że ta zmianowość już jest. Z tego co wiem, to jest jedna i dwie dziesiąte zmiany. Już teraz szkoła tak funkcjonuje przy tych sześciu oddziałach. Nie wiemy jak będzie przy ośmiu oddziałach. To pewnie była też przyczyna protestów rodziców, do których dotarła informacja, że jak szkoła przyjmie przedszkolaki, to będą musieli się liczyć ze zmianowością dla uczniów szkoły podstawowej. Zapewne to spowodowało dalsze działanie i przeniesienie przedszkola do gimnazjum.
To był dobry pomysł?
Mimo, że na początku byłem temu przeciwny, to widzę, że pracy gimnazjum to nie utrudniło. Warunki tam są dość dobre, myślę, że nawet lepsze niż byłyby w przedszkolu numer jeden. Wizytujemy to przedszkole i nie jest tajemnicą, że warunki lokalowe pozostawiają wiele do życzenia. Zaczynamy dyskutować o planach przeniesienia całkowicie przedszkola numer jeden do tej części gimnazjum, gdzie aktualnie są te oddziały przedszkolne na dole i całą górę. Czyli całe skrzydło byłoby zagospodarowane na potrzeby przedszkola. Uważam to za dość dobre rozwiązanie. Tworzymy dobre warunki, myślę, że ta setka dzieci by się tam spokojnie pomieściła. Nie dobudowujemy skrzydła do starego przedszkola, którego wartość na papierze to około dwóch milionów, gdzie były zaprojektowane trzy sale i kuchnia. W gimnazjum kuchnię już mamy. Uważam to za dobry pomysł ze względu na oszczędności.
Jeżeli planowana reforma wejdzie w życie, to ten plan, o którym Pan mówi idealnie wpasuje się w nowe warunki. Nie będzie problemu „co zrobić z budynkiem gimnazjum”.
Zobaczymy w jakim kierunku to pójdzie. Póki co nie mamy żadnych wytycznych, według których moglibyśmy działać. Mam nadzieję, że jak się te wytyczne z góry pojawią, to będziemy mogli o tym dyskutować, że nie zostaniemy postawieni przed faktem dokonanym i ktoś zdecyduje zaocznie bez wiedzy środowiska: związków, dyrektorów, komisji oświaty i osób najbardziej zainteresowanych. Pożyteczne będzie to, że dzieci zyskają dobre warunki. Na pewno dużo lepsze niż są w starym przedszkolu. My oszczędzamy te półtora, dwa miliony na tej budowie. Co prawda pieniądze na projekt już poszły, ale może warto to na etapie projektu zostawić. Budynek będzie jeden, rachunki się nie zmienią. Akurat to posunięcie, jeżeli się tak skończy, uważam za dobre. Rodzice powinni być zadowoleni, bo jest i miejsce i parking, także zaplecze będzie fajne i tutaj kibicuję burmistrzowi, żeby się to powiodło.
Wróćmy jeszcze do tematu dodatku funkcyjnego. Pan głosował za przyjęciem regulaminu wynagradzania nauczycieli. Jest zapis, który przegłosowała rada mówiący jasno od czego zależy wysokość dodatku. Tymczasem burmistrz, sprawujący władzę wykonawczą decyduje inaczej. Czy pan jako radny nie ma wrażenia, że decyzja rady została uznana za nieistotną, że burmistrz nie wykonał uchwały?
Niewątpliwie można mieć takie wrażenie, że regulamin regulaminem, ale jak w tym kultowym filmie „sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie”. Chociaż ze sprawiedliwością to wiele wspólnego nie ma. Intencje burmistrza niech każdy oceni. Dla mnie jest to nie fair i uważam, że jakaś elementarna sprawiedliwość powinna być. Tym bardziej, że wiemy, że wysokość tego dodatku ma zależeć od wielkości szkoły. Szkoła podstawowa jest największą szkołą, więc ten dodatek powinien być wyższy. Ale widocznie pan burmistrz uznał, że ta współpraca się nie układa. Co z kolei jest paradoksem, bo pani dyrektor tłumaczyła, że ocena pracy była dobra, komisja, co mogę potwierdzić, też żadnych uwag nie miała. Wręcz przeciwnie. Za każdym razem jak tam byliśmy ocenialiśmy najlepiej przygotowanie placówki do rozpoczęcia roku szkolnego.
Pozostając w tematach oświatowych, nie po raz pierwszy pojawił się problem z pieniędzmi na wypłaty dla nauczycieli. Czy pana zdaniem to jest normalne, że w cywilizowanej gminie miejsko-wiejskiej, jaką jest Pajęczno, gdzie budżet jest projektowany nagle okazuje się, że brakuje pieniędzy na wypłaty wynagrodzeń? Gdzie tkwi przyczyna?
Już dwa lata słyszymy tą samą historię. Mnie to dziwi. Jak pani skarbnik kolejny raz o tym mówiła, to nawet nie protestowałem, bo wydawało mi się, że w tamtym roku już to przerabialiśmy. To jest deja vu. Identyczna historia. Wydawało mi się, że sobie to wyjaśniliśmy. Sytuacja, w której pani skarbnik tworząc budżet dostaje pewnie od dyrektorów szkół ich budżet. Potem każe go obcinać, żeby jej budżet gminny się zamknął, a pod koniec roku, w okolicach października się dowiadujemy, że brakuje. Przypuszczam, ale to są tylko moje przypuszczenia, że dyrektorzy jak dostają polecenie obcinania kosztów, to owszem, obcinają. Budżety szkół sprawiają, że budżet gminy się zamyka, ale gdzieś tak powiedzmy do października. W październiku, listopadzie przychodzi czas, że znowu bierzemy kredyt. I słyszę to już drugi raz, że mamy sytuację, w której znowu do oświaty trzeba będzie dołożyć! Nie dołożyć, tylko wyrównać to, o czym dyrektorzy meldowali. A tłumaczenie, że dyrektorzy nie przewidzieli awansów? Nie ma takiej możliwości. Owszem, mogli nie wiedzieć na koniec roku kto przejdzie na emeryturę i tak dalej. To mogły być rzeczywiście niezaplanowane wydatki, ale nie w takich kwotach, o jakich teraz pani skarbnik mówi. To jest dla mnie sytuacja dziwna. Słyszymy o tym, tłumaczymy. Wydawało mi się, że w ubiegłym roku wyjaśniliśmy ta sprawę raz na zawsze, ale okazuje się, że nie. Nie wiem czy chodzi o to, że przy okazji łatania dziury w oświacie dobieramy jakiś kredyt, który tylko częściowo będzie na oświatę przeznaczony. Reszta na łatanie innych dziur niestety.
Ale to znaczy, że coś funkcjonuje źle. Albo jest coś nie tak z projektowaniem budżetu, albo z organizacją oświaty na terenie gminy.
To, że do oświaty trzeba dokładać jest faktem nie tylko w gminie Pajęczno. Można natomiast porównywać i się zastanawiać, czy inne gminy w takim samym stopniu dotują. Nie wiem czemu, ale w trakcie tej kadencji nie mieliśmy ani raz przedstawionego projektu, w którym jest określona ilość etatów, klas. Nie mieliśmy nawet do wglądu. Dawniej to tylko opiniowaliśmy. Pamiętam jeszcze z kadencji 2006 – 2010, że taki dokument oglądaliśmy. W maju, czerwcu dyrektorzy przedstawiali, my się z nim zapoznawaliśmy. Wiedzieliśmy jak to będzie wyglądać, jakiej wielkości będą klasy, ile będzie etatów przewidzianych. Dziś już tego nie ma. Nie jesteśmy w stanie nawet spróbować coś wcześniej zrobić. Musimy wierzyć, że to jest zorganizowane najlepiej tak, jak dyrektorzy w porozumieniu z burmistrzem zrobią. Co do organizacji oświaty, to placówek chyba już za dużo nie jest, bo pewnie się okaże, ze może tego miejsca trochę braknąć mimo tego, że stracimy rocznik uczniów na rzecz szkół średnich może się okazać, że będzie trochę ciasno. Zarówno w szkole numer jeden, jak i w szkole numer dwa, jeżeli powstanie rejonizacja może spowodować, że będzie ciasno. Liczby szkół już bardziej się okroić nie da. Pytanie co do etatów, ale to jest sprawa, na którą, jak mówiłem wcześniej, nie mamy wpływu, nie wiemy.
Gmina nie jest w najlepszej sytuacji finansowej, skoro znów brakło pieniędzy, znów trzeba się posiłkować kredytem. Pojawił się nawet pomysł wypuszczenia obligacji. Czy to jest pana zdaniem dobry pomysł na ratowanie budżetu?
To, że gmina jest w nie najlepszej sytuacji finansowej, to ta cześć rady, którą burmistrz nazywa opozycją, nawet nie mówi, tylko trąbi o tym od dawna. Nasze zadłużenie około 12 milionów, odsetki, które już spłacamy, odsetki, które rocznie oddajemy od tych kredytów uważam, że są ogromne. Pytanie o obligacje. Nie wiem, jeżeli się pojawi, pani skarbnik już zapowiedziała, że może się taki temat pojawić. Pewnie usłyszymy, że obligacje to jest pożyteczna rzecz, fajna metoda dofinansowywania, tylko na razie nic jeszcze nie wiemy. Na co te pieniądze? Co będzie ich zabezpieczeniem? Pod co będą wydane? Czy pod przedsiębiorstwo miejskie, czy pod jakieś budynki, co będzie zabezpieczeniem dla tych obligacji? Tego jeszcze nie wiemy, natomiast dla mnie nie ulega wątpliwości, że obligacje, jakkolwiek to zwał, niech będzie, że są takie wspaniałe, ale dalej stanowią formę kredytu, który będziemy fundować naszym dzieciom. To jest działanie dla mnie nie do przyjęcia. Zwalamy to na następne pokolenie. Nie wyobrażam sobie ojca, który swoim dzieciom w posagu zostawia kredyt do spłacenia. Uważam, że skala tych naszych przedsięwzięć już jest za duża i tu na pewno sprzeciw i opór części rady będzie. Mówią, że przyjaciółką długu jest nędza. Myślę, że warto o tym wspominać. Dług już jest bardzo duży i uważam, że jeśli będzie rósł, to tylko gorzej. Ktoś go kiedyś będzie musiał oddać.
Co więc Pana zdaniem jest nie tak? Dług rośnie, bierzecie kolejny kredyt, myśli się o obligacjach. Gdzie tkwi błąd?
Myślę, że nie dbamy należycie o zwiększenie dochodów. Wydatki owszem, rosną, z różnymi rzeczami związane. Niedługo pewnie będzie oddany budynek na stadionie, który dalej będzie trzeba utrzymać w jakiejś przyzwoitej formie, co spowoduje znowu rosnące koszty, a dochody budżetowe jak widać nie rosną. Sprawa sprzedanego majątku. Też można mieć wrażenie, że już do sprzedania niewiele, albo nic. Sprzedaż majątku to jest jednorazowy zastrzyk gotówki i bardzo krótki. Sprzedaliśmy dużo bardzo cennych miejsc, o czym mówiłem już nie raz. Dla mnie jest to przykre, to jest nie do odzyskania a dalej brakuje. Potrzebny jest program oszczędności. Ja wiem, że to nie brzmi dobrze, ale niestety kiedyś te oszczędności trzeba zrobić. Jeśli nie zwiększamy dochodów. Albo jedno, albo drugie. Należałoby ściągnąć inwestorów. Tereny inwestycyjne były. Była kiedyś działka przeznaczona pod rozbudowę „Limaru”. Rada, nie pamiętam już której kadencji, przeznaczyła z myślą o tym, żeby tam powstała fabryka zatrudniająca 200, 300 osób. Długo ten projekt wisiał nawet przed salą konferencyjną. Potem zniknął, a teraz się okazało, że prawo wieczystej dzierżawy zostało sprzedane nie przez gminę, tylko przez firmę Limar innemu właścicielowi. Co ona tam zrobi? Nie wiem. Czy tam powstanie fabryka, czy nie. Takim sposobem straciliśmy niemałą działkę w świetnym miejscu, teren inwestycyjny.
Czyli wyjścia są dwa. Albo ściągamy inwestorów, albo przyjdą lata chude?
Tak. Najlepiej, aby działania były jednoczesne. Z jednej strony ściągamy inwestorów, tworzymy miejsca pracy i dochody z podatków i jednocześnie oszczędności. Mimo wszystko. Oszczędności na każdym szczeblu działalności. Od administracji poprzez wszystkie wydatki. Taki przyszedł czas. Były fajne lata, dość przyjemnie się pieniądze wydawało, ale trzeba sobie to powiedzieć szczerze, pora naprawdę zacisnąć pasa.
Nie brakuje osób w Pajęcznie, którym nie podoba się natłok końskich imprez. Burmistrz tłumaczy, że te imprezy promują Pajęczno, na pewno jest dzięki nim o Pajęcznie głośno. Czy nie jest ich jednak za dużo? Czy gmina nie powinna zrobić czegoś dla swoich mieszkańców, nie tylko miłośników koni? Mieliśmy Dni Pajęczna, trzydniową imprezę, która jednak nie odniosła takiego sukcesu, jak co roku Dni Działoszyna, czy tegoroczne Dni Rząśni, gdzie przez dwa dni bawiły się tłumy ludzi. Czy pana zdaniem w sprawie zapewniania mieszkańcom rozrywki kulturalnej nie trzeba czegoś zmienić?
Uważam, że proporcje powinny być zmienione. Nie mam nic przeciwko końskim imprezom, ale cztery czy pięć takich imprez w roku… Jak dla mnie przynajmniej o trzy za dużo. Uważam, ze dwie dobre końskie imprezy wystarczą. Wątpliwości mogą budzić na przykład targi, bo wiemy, że w Internecie i w mediach był szeroki oddźwięk tego, że nie wszystko dzieje się tak, jak powinno i nie zawsze sa reklamą. Czasem mogą być antyreklamą. Wracając do meritum, to wolałbym, żeby to się bardziej w stronę mieszkańców odwróciło. Myślę, że należy się mieszkańcom więcej kultury w różnym wydaniu. Ja osobiście uważam, że nawet wydawanie około stu tysięcy na te dni Pajęczna, można takie imprezy robić taniej. Zwłaszcza, że nie zachwycały poziomem artystycznym. W trzy dni wydać sto tysięcy na kulturę? Myślę, że gdyby budżet ośrodka kultury wzbogacić o te sto tysięcy, to naprawdę imprez jednodniowych, albo jakiś wydarzeń naprawdę wartościowych mogłoby być więcej. Mogłoby to wyglądać znacznie lepiej. Przede wszystkim uważam, że to się mieszkańcom należy. Proporcje są zachwiane. Z całym szacunkiem oczywiście do miłośników koni. Ja nim nie jestem, ale nie mam nic przeciwko, niech będzie taka impreza. Nawet pamiętam, że kiedyś wystąpiłem do burmistrza z takim pomysłem, żeby przy okazji chyba wystawy, żeby to troszeczkę rozwinąć. Przy okazji, żeby się tam odbył jakiś koncert, jakieś pokazy filmów, żeby w tę stronę iść. Jakoś widocznie nie przypadł burmistrzowi ten pomysł do gustu. Uważam, że jedna taka impreza z końmi w tytule, naprawdę porządnie zorganizowana mogłaby zrobić więcej dobrego niż na przykład te targi.
Co do Dni Pajęczna, zawsze można powiedzieć przy porównaniu do sąsiadów, że przecież Rząśnia ma ogromny budżet, a Działoszyn ma sponsorów. Czy to jest aż tak duży problem, żeby Pajęczno też pozyskało sponsorów? Macie też inwestorów, którzy działają na terenie tej gminy. Czy nie można spróbować sięgnąć po pieniądze od sponsorów i zorganizować imprezę na podobnym poziomie?
Na pewno można przynajmniej spróbować z potencjalnymi sponsorami rozmawiać z tym, że pewnie musieliby zmienić kierunek działania. Na pewno pomagają w inny sposób. Chciałbym zachęcić do tego, żeby bardziej wspierali kulturalne działania. Może nie mamy takich potężnych sponsorów, jakim w Działoszynie jest cementownia, ale wiem, że i cementownia czasami się tu przychyla. Eko Region jest też sporym inwestorem. Zapewne znaleźliby się chętni, tylko w jakiś sposób trzeba ich zachęcić. Może przez reklamę, promocję. Nie byłem nigdy po tej stronie, chociaż samemu mi się zdarza szukać wsparcia lokalnych przedsiębiorców, jak chociażby w przypadku konkursu kolęd i pastorałek, który organizujemy przy parafii, czy też przy okazji finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Wiem, że nawet te niewielkie środki pomagają. Okazuje się, że możemy nawet za niewielkie pieniądze robić fajne rzeczy. Uważam, że taki właśnie jest ten koncert finałowy konkursu kolęd i pastorałek.
To teraz z innej beczki. Miałem problem do Pana dojechać chociażby dlatego, że obawiałem się o samochód. Nie dość, że trudno to, po czym jeżdżą mieszkańcy nazwać drogami, to jeszcze dziura na dziurze. Czy wie Pan o jakichkolwiek planach gminy, żeby coś z tym problemem zrobić? Oczywiście ktoś mógłby powiedzieć, że radny zgłasza na sesji bo tam mieszka i to jest prywata, natomiast poza Panem mieszka tu jeszcze sporo osób, a warunki dojazdu do posesji są tragiczne.
Oczywiście żadna prywata, bo to nie jest droga tylko do mnie, bo jak pan zauważył tu jest naprawdę niemałe osiedle. Dalej jest druga część tego osiedla. Może troszkę mniejsza, ale drogi w tak samo złym stanie. To widać. Jaki koń jest każdy widzi. Rozmawiamy. Niestety spotkania z burmistrzem są już teraz tylko raz na dwa lata. Na poprzednim, świeżo po wyborach, burmistrz obiecał nam, że drogi to raczej nie, na pewno nie z własnych środków, natomiast obiecał nam, że powstanie oświetlenie w tej kadencji. Trzymamy go dalej za słowo i wierzymy, że jeszcze w tej kadencji pan burmistrz to oświetlenie wybuduje. Tym bardziej, że projekt podobno jest gotowy. Było obiecane również, że na drugim osiedlu projekt będzie dorysowany. To, że mamy dziury, błoto, to nie trzeba nikomu udowadniać. Najgorsze jest jednak to, że tego oświetlenia nie ma, nawet pojedynczej lampy. Wieczorem można tu przejechać i się nie zorientować, że się przejechało przez osiedle. Jest to ogromny problem. Wizja budowy oświetlenia już by nam bardzo pomogła. Moglibyśmy przynajmniej jakoś te dziury omijać. Ciągle gdzieś tam na sesji te moje prośby o równanie dróg, o wysypywanie jakiegoś kamienia się pojawiają, ale to są tylko takie doraźne rozwiązania. One pomagają w porze deszczowej na mniej więcej tydzień. Nawet jeśli się ktoś tu zjawi, wysypie te dziury kamieniem, to mniej więcej tydzień, do następnego deszczu jest dobrze.
Rozumiem, ale mieszkają tutaj też dzieci zgadza się? Chodzą do szkoły w błocie…
Jest to ogromne utrudnienie. Jak ktoś przyjeżdża tutaj raz, w gości powiedzmy, przeżyje. Pojedzie na myjnię, umyje samochód i jest dobrze. Ja natomiast tu mieszkam od roku na stałe i jak mam tą drogę przejechać parę razy dziennie, a trzeba powiedzieć jasno, że dziecka nie puszczę samego, bo jak się ma coś ubrudzić, to trudno, niech się ubrudzi samochód i potłucze. Wieczorem też się dziecka samego nie puści. Trzeba za każdym razem zawieźć. Ruch jest niewielki, za dnia starsze dzieci chodzą do szkoły omijając te dziury i kałuże, ale normalnie o wszystko się dzieje w samochodach. Jak wyglądają nasze samochody? Pan redaktor się przekona jak swoim wyjedzie. Ja sobie żartuję, ale to nie jest zabawne. To też trzeba jasno powiedzieć, że mieszkańcy nie mają jakiś wygórowanych oczekiwań, żeby im od razu wylać asfalt, zrobić chodniki, czy położyć kostkę. Wiemy jakie to są pieniądze, natomiast cały czas łudzimy się, że ktoś o te drogi regularnie będzie dbał. W tym roku jeszcze nie mieliśmy wysypanego kamienia dodatkowego, zasypywanych dziur.
Wiadomo, że zbudowanie drogi z prawdziwego zdarzenia, wylanie asfaltu i zrobienie porządnych chodników jest poważną inwestycją i ogromnym kosztem. Nie proponowaliście burmistrzowi, aby problem rozwiązać poprzez zrobienie drogi destruktowej? Takie drogi sprawdzają się w wielu gminach. Nie jest to co prawda nie wiadomo jak wytrzymałe, ale sam pan mówił, że ruch tutaj nie jest duży. Przy małym natężeniu i ruchu tylko pojazdów osobowych to zawsze jest jakieś rozwiązanie. Dzieci nie musiałby chodzić po błocie, mieszkańcy jeździć brudnymi samochodami, a i koszt takiego rozwiązania byłby znacznie mniejszy.
Przyznam, że ani ja nigdy takiego pomysłu nie zgłaszałem, ani nie słyszałem o takim pomyśle ze strony władz gminy. Próbowałem za to poszukiwać innych rozwiązań. Proponowałem chociażby płyty betonowe, które się charakteryzują po pierwsze tym, że są twarde, a jak przyjdzie już czas budowy dróg na tym osiedlu, płyty można zabrać i przerzucić w inne miejsce, gdzie trzeba będzie utwardzić drogę. Burmistrz uznał, że to jest zły pomysł i szybko spalił na panewce. Ta metoda, o której pan mówi jest godna zainteresowania i na pewno burmistrzowi podpowiem takie rozwiązanie.
Tak na zakończenie, co jest pana zdaniem priorytetem dla gminy na najbliższe lata? Za co władze powinny się wziąć w pierwszej kolejności?
Wydaje mi się, że taki naprawdę mocny plan oszczędnościowy. Słyszeliśmy na początku kadencji, że będzie nowe rozdanie środków unijnych, że trzeba się do tego przygotować, że trzeba mieć zabezpieczone środki. My nie dość, że nie mamy tych środków zabezpieczonych, to bierzemy kredyt. Nawet, jeśli te pieniądze unijne się pojawią i możliwość ich pozyskania, to niestety nie będziemy mogli z nich skorzystać, bo już nawet z kredytem będzie ciężko. Jakkolwiek to zwał, czy to będą obligacje, czy kredyt, to jeśli nie zmniejszymy naszego zadłużenia, to klapa. Nie skorzystamy zupełnie z tego nowego rozdania, a szkoda. Uważam więc, że najpilniejszym działaniem są oszczędności w każdej dziedzinie. Na początku roku wzięliśmy kredyt na spłatę kredytu. Pewnie pod koniec roku weźmiemy kolejny. Deficyt ciągle jest, nawet ten planowany się zwiększa. Nie można tak w nieskończoność. Wydaje mi się, że taki program naprawczy, program oszczędnościowy to powinien być priorytet. No i oczywiście cały czas działania skierowane ku rozwoju, ku powstawaniu nowych miejsc pracy, zachęcaniu potencjalnych inwestorów.
Skoro stan finansowy gminy jest tak zły, to gdzieś musi być tego przyczyna. Gdzie pan by jej upatrywał?
Parę inwestycji ważnych i dużych powstało z wykorzystaniem środków unijnych. Chwała za to, ale jak popatrzymy na nasze zadłużenie obecne plus odsetki spłacone i kredyty spłacone wcześniej, to można by mieć wrażenie, że my tych milionów z Unii Europejskiej pozyskaliśmy w setkach. Skoro mamy takie zadłużenie, a jak wiemy, unijne inwestycje są często w 70 procentach finansowane, to można mieć wrażenie, że tych milionów z unii naprawdę mieliśmy setki, a wcale tak nie jest. Inwestycji z tych środków kilka jest, ale to jest na dziesiąt milionów. Nie potrafię teraz powiedzieć dokładnie ile, ale na pewno nie setki milionów. To mnie dziwi. Można z tego wyciągnąć wniosek, że „przejadamy” dużą część tych pieniędzy.
Jeżeli pomysł obligacji pojawi się realnie na sesji i radni będą musieli opowiedzieć się za albo przeciw, wypuszczamy, albo nie, podniesie pan rękę za?
Na pewno będziemy o tym dyskutować. Tak jak mówiłem na początku, to jest kolejna forma kredytu. My od dłuższego czasu mówimy już, że dość tych kredytów. Tym bardziej, że bierzemy kredyt na spłatę kredytu. Nawet, jeśli nam tłumaczą, że trzeba zapłacić za jakąś inwestycję. Tu się rodzi pytanie jaka inwestycja jest pilna? Czy na prawdę to są takie najpilniejsze inwestycje, bez których się nie da funkcjonować. Myślę, że zdecydowanie bardziej potrzebną niż budowa budynku przy stadionie byłaby modernizacja oczyszczalni ścieków. To są często urządzenia służące już lata i w każdej chwili może to przestać funkcjonować. Ja się obawiam, ze jeśli nas coś takiego gwałtownego spotka, jakaś naprawdę potężna awaria na przykład w oczyszczalni ścieków, to będzie to duży kłopot. Nie wiem skąd wtedy pozyskamy pieniądze. Jak mówiłem, przyjaciółką długu jest nędza. Chyba już dość długów. Nie wiem jak trzeba będzie zamknąć ten rok. Pewnie się nie obędzie bez kredytu. Pewnie postawią nas pod przysłowiową ścianą, bo jakoś trzeba. Wracając tez do tych obligacji. Pytanie na co? Ile tych obligacji? Czy tylko na spłatę zadłużenia? Obligacje mają to do siebie, że można nimi swobodnie dysponować. Można robić inwestycje, spłacać kredyty, można wydawać na różne rzeczy. Elastyczność obligacji jest ogromna, natomiast dobrze byłoby wiedzieć na co one mają być przeznaczone. Rozumiem, że budżet się musi zamknąć, ale jak nie zobaczymy jakiegoś planu oszczędnościowego, sensownego planu, który faktycznie przyniesie przyniesie oszczędności, to pewnie będziemy glosować przeciwko. I myślę, ze mówię tu w imieniu naszego klubu radnych.
Fot. Marcin Stadnicki