Blisko dwa i pół kilometra w kurzu i przez dziury. Nasypem kolejowym wprost na tory. Ostatecznie boczną ścieżką obok torów, przez chaszcze po same kolana. To aż trzy możliwości, z których mogą skorzystać matki z małymi dziećmi. Mowa o doprowadzeniu dzieci do szkoły oraz na autobus szkolny, którego gmina nie chce puścić na tak zwane Salomony. Powód? Bo przyjdą inni rodzice, którzy też będą czegoś chcieli…
Kurz, dziura za dziurą, a na końcu usypanej z kruszywa drogi potężna grupa ludzi z małymi dziećmi. Część z milusińskich w wieku szkolnym, część ledwo co na nóżkach stoi samodzielnie. Są również dzieci wożone jeszcze w wózkach i te, które na świecie pojawią się za kilka miesięcy. Wszyscy idą w kierunku torów. Matki w pocie czoła pchają wózki po dziurach, kamieniach i piasku.
– To jest nasza codzienna droga na autobus szkolny. Musimy ją pokonać, żeby nasze dzieci mogły się uczyć- mówi jedna z matek.
Kilkaset metrów i dochodzimy do torów kolejowych. Stajemy przed nasypem. Wśród kamieni widać mocno wydeptaną dróżkę.
– Teraz trzeba tym nasypem wejść na tory i tam już prosto do przystanku, z którego autobus zabierze nasze dzieci- mówi Paweł Kapela.
Brzmi jak kiepski żart. Niestety, to są realia. Tak się żyje na Salomonach.
– Od 2009 roku jestem mieszkańcem tej gminy. W każdym spotkaniu sołeckim uczestniczyłem i dyskusja była podnoszona za każdym razem. Sumiennie przychodziłem na spotkania dotyczące gminy, niejednokrotnie poświęcając swój czas pracy. Uważam, że same spotkania nie przynosiły odzewu. Każdy wójt obiecywał, że coś zrobi. Najgorsze jest to, że cały czas są obiecanki- mówi Paweł Kapela.
Jak podnoszą najstarsi mieszkańcy, w tej części gminy Pątnów nie było nic robione przez blisko 50 lat.
– Od 50 lat sypią, sypią i sypią i zrobić drogi nie mogą zrobić – mówi mieszkaniec tak zwanej Salomonówki.
Nie da się ukryć, że pomimo potężnej ilości nawiezionego kruszywa, w drodze prowadzącej na tak zwane Salomony, nie brakuje potężnych dziur. Przeszkadza to nie tylko w prowadzeniu dzieci do szkoły, ale również w codziennym życiu.
– U nas dziecko nie wyjdzie na rolki, deskorolkę czy rowerek. Przecież to strach. Na rolkach się tutaj nawet nie ujedzie, bo kto to widział, żeby po kamieniach dzieci jeździły. Jak się dziecko wywali, to człowiek zamiera. Jakie te dzieci mają dzieciństwo ? – bulwersują się licznie zebrane matki.
Jednak nie tylko młode osoby mieszkają w tej części gminy.
– Odcięli nas od kościoła, od sklepu, od lekarza, od wszystkiego. Nie wszyscy jeżdżą autami. A rowerem się tutaj jeździć nie da. To jest nie do przejścia. Jak był piach i bym się w piach przewróciła, to nic by się nie stało. Ale tutaj jak się na to przewalę, to się poranię niesamowicie- Bogumiła Mul.
Jak wspominają mieszkańcy Salomonówki, na samym początku, czyli lata temu, autobusu w tej okolicy nie ujrzało w ogóle.
– Później po naszej interwencji zapewniono nam autobus tylko raz, żeby zawieść dzieci do szkoły. Żeby zawieść dzieci, sama pani widziała, co musimy ścierpieć, jak ta droga wygląda. Jeśli ktoś musi dziecko zaprowadzić, to nie oszukujmy się, dziecko po paru metrach jest całe w kurzu. My musimy w chwili obecnej iść na stację PKP. Tam dzieci muszą przejść przez tory. 800 metrów w jedną stronę i 800 w drugą- mówi Paweł Kapela.
Jak komentuje dalej kapela, gmina notorycznie zasłania się brakiem pieniędzy. Tymczasem zdaniem rodziców, ich dzieci zwyczajnie nie zostały wzięte pod uwagę.
-Gdyby autobus zabierał nasze dzieci nadrobił by półtorej kilometra dziennie. Pani sekretarz mnie zapytała, czy ja mam na tyle pieniędzy, że na wszystko sobie pozwalam. Nie mam, ale jeśli chodzi o dzieci, to ja nie oszczędzam. Wolę sobie odjąć, ale dla dziecka będzie. I uważam, że gmina powinna zrobić tak samo- denerwuje się Paweł Kapela.
– Czy nasze dzieci są gorsze, że muszą wchodzić do autobusu brudne? Pokonując tę drogę są całe w kurzu. Jak pana do kolan są brudne od błota. W czym nasze dzieci są gorsze od innych- mówią podirytowani rodzice.
Urząd nie dla ludzi?
– Jeśli zrobimy pierwszy krok, to proszę się liczyć z tym, że inne grupy rodziców będą tutaj przychodzić i domagać się tego, czego domaga się grupa rodziców z Salomonów. Tak więc proszę się liczyć z tym, że te koszty będą rosły- komentuje starania mieszkańców o dowóz dzieci Jacek Olczyk, wójt gminy Pątnów
Mieszkańcy tak zwanych Salomonów, w gminie Pątnów pojawili się na ostatniej sesji Rady Gminy, by tam oficjalnie poprosić o pomoc.
– To już nie jest tak, jak było wcześniej. Teraz gmina może dowozić dzieci bez względu na to czy są to dwa czy trzy kilometry. To tylko i wyłącznie dobra wola. Dlatego przyszliśmy prosić, aby po nasze dzieci również podjeżdżał autobus szkolny- podnosi Paweł Kapela.
Jak mówi dalej mieszkaniec Salomonów, z dwu i pół kilometrowego odcinka drogi zaledwie 200 metrów to asfalt. Reszta natomiast to droga zbudowana z notorycznie dowożonego kruszywa.
– Przepisy mówią, że gmina ma obowiązek dowozić dzieci do szkół podstawowych jeśli jest odległość powyżej trzech kilometrów, do gimnazjum powyżej czterech kilometrów. Gmina Pątnów dowozi dzieci również poniżej tej odległości. Są jednak na terenie gminy takie lokalizacje, gdzie odległość zbliża się do trzech kilometrów a dowozów nie ma- wyjaśnia zebranym mieszkańcom Beata Marczak, sekretarz gminy.
Jak dalej tłumaczyła Marczak, idąc na rękę mieszkańcom Salomonów, po długich negocjacjach z PKS-em, gmina uzyskała zgodę na jeden przejazd. Tym samym raz dziennie, rano, dzieci z Salomonów byłby odbierane i zawożone do szkoły.
– Na ten moment innej możliwości nie ma. Po rozmowach, PKS nie widzi dalszej możliwości wydłużania trasy- zapewnia sekretarz gminy. – Żeby w pełni zaspokoić potrzeby mieszkańców, nie możemy patrzeć z punktu widzenia tylko Salomonów. Uważamy, że rozumiemy tą trudną sytuację, dołożyliśmy na ile było można. Rano zatrzymuje się na skrzyżowaniu. Popołudniu istnieje taka możliwość, jest zrobiona droga przy torach. Tam poszło 90 ton kruszywa na tę drogę. Więc też nie można mówić, że na Salomonach nic się nie robi- argumentuje Beata Marczak.
Jednak mieszkańcy Salomonów uważają, że gmina nie straci, jeśli autobus będzie również ich dzieci ze szkoły odwoził. Jak podniósł Paweł Kapela, będzie to nadrobienie trasy zaledwie o półtorej kilometra dziennie.
– To powoduje przesunięcie wszystkich przewozów i ma wpływ na całą procedurę związaną z przywozami. To wydłuża przejazd wszystkim dzieciom. Za Salomonami przyjdą nam państwo mieszkający za torami i powiedzą , no my też sobie życzymy. Może gdybyśmy uwzględniali wszystkie potrzeby w takim zakresie jak państwo potrzebują, to diametralnie zmieniłby nam się kształt tych przewozów- broni dalej swoich racji sekretarz Marczak.
Paweł Kapela jednak nie dał za wygraną, dopytując raz po raz jakie były kryteria przy ustalaniu tras przejazdów autobusów i czy wzięte były pod uwagę wnioski rodziców.
– Trasę ustalaliśmy na podstawie funkcjonujących wcześniej tras- wyjaśnia sekretarz gminy
O analizę faktycznego stanu rzeczy pokusił się również przewodniczący Rady Gminy, który jako jedyny zaproponował, by uzyskać od PKS-u informację, jak wyglądałyby koszty za dojazdy, gdyby autobus zabierał i odwoził dzieci z Salomonów.
– Czy jest taka możliwość, żeby autobus zabierał te dzieci? Jeżeli tutaj państwo mówią, że mają dziewięcioro dzieci w podstawówce, do tego dochodzą dzieci w nauczaniu przedszkolnym, które również mogą uczęszczać do szkoły w Pątnowie, a radni właśnie zapoznali się z informacją, że za pierwsze sześć miesięcy tego roku oddajemy prawie 40 tysięcy do innych miejscowości na same przedszkola. Jeżeli tym dzieciom Strugi zaproponują dowóz i odejdzie kolejne 150 tysięcy złotych, bo taki może wyjść roczny koszt, to czy nie lepiej rozmawiać z PKS-em i dofinansować ten dojazd?- argumentował Maciej Nowak.
Dość napiętą sytuację usiłował rozładować Krzysztof Kacała, przewodniczący Komisji Oświaty.
– Jak będziemy mieli komisję oświaty, to państwa zaprosimy i przyjrzymy się tej sprawie, bo widzę, że teraz raczej do porozumienia nie dojdziemy- podnosił Kacała.
– Tylko i wyłącznie patriotyzm trzyma nas w szkole w Pątnowie. Tych dzieci u nas jest dużo. My mamy tą samą odległość na Jajczaki do szkoły i do Pątnowa. Myślę, że Jajczaki z otwartymi rękoma tyle dzieci przyjmą. My nie chcemy, żeby autobus podjeżdżał pod dom każdego z osobna. Chcemy żeby raz dziennie zabrał i odwiózł nasze dzieci w jedno miejsce- podnosił dalej Paweł Kapela.
Zdaniem Jacka Olczyka, gmina wystarczająco wyszła naprzeciw mieszkańcom.
– Właściwie takie rozwiązanie, jakie zaproponowała gmina rok temu, że dzieci, które są nieuprawnione do bezpłatnych dowozów są zabierane i to za darmo, takie rozwiązanie właściwie w formie prezentu jako jedyna w regionie oferuje. Pobierane są zawsze jakieś małe, ale zawsze opłaty.
– Jest to nieprawda – komentowali radni, podając przykłady darmowych dowozów.
– Jeśli rada będzie chciała taką wygodę wszystkim rodzicom z poszczególnych sołectw zaoferować, po prostu trzeba ten budżet zwiększyć. Nie ma innego rozwiązania, bo PKS może piąty, nawet szósty autobus puścić. Wszystko jest kwestia kosztów. Oczywiście, jeśli zrobimy pierwszy krok, to proszę się liczyć z tym, że inne grupy rodziców będą tutaj przychodzić i domagać się tego, czego domaga się grupa rodziców z Salomonów. Tak więc proszę się liczyć z tym, że te koszty będą rosły – uciął dyskusję Jacek Olczyk.
Jak dalej zapewniała przybyłych mieszkańców Beata Marczak, w całej tej sytuacji nie ma niechęci, lecz zwyczajny brak możliwości. Z takim stwierdzeniem kompletnie nie zgodził się Paweł Kapela, podnosząc dalej argumenty dotyczące specyfikacji zamówienia oraz pieniędzy, jakie zostały zarezerwowane w budżecie na pokrycie przejazdów uczniów. Taka dyskusja najwyraźniej podniosła ciśnienie sekretarz Marczak.
– Proszę mi wierzyć, pracuję w administracji trochę czasu, a pan na stan mojej wiedzy chyba nie przepracował jeszcze ani jednego dnia- rzuciła Beata Marczak.- W administracji samorządowej…- dodała po chwili.
Zaciętą wymianę zdań przerwał przewodniczący rady, zwracając się po raz kolejny o przedstawienie kosztów dojazdów z uwzględnieniem dowozu dzieci z Salomonów.
Na podwyżkę jest. Na dowozy pieniędzy brak
– Gmina szuka oszczędności, a wójt dostał dwa i pół tysiąca złotych podwyżki. On ma sześć tysięcy na jednego członka rodziny. Kto tak ma z nas tu obecnych? Walczył z radą pół roku i jego jedynym argumentem było to, że inni tak mają- podnosi Paweł Kapela
Jak jednym się da, to inni też będą chcieć. Z takiego założenia wychodzi Jacek Olczyk, zwracając się do rady, aby przemyśleli, czy dobrym wyjściem będzie zwiększenie trasy dowozów. Jednak, jak wypomina Paweł Kapela, mieszkaniec Salomonów, wójt chyba już zapomniał, jak walczył o podwyżkę swojej wójtowskiej pensji.
– Walczył z radą pół roku i jego jedynym argumentem było to, że inni tak mają. On sobie przychodzi do pracy kiedy chce, z tego co wiem. U mnie żona pojedzie do pracy, ja muszę małe dziecko wyszykować i zaprowadzić po tej wspaniałej drodze. Wójt tego problemu nie ma i nie potrafi nas zrozumieć- mówi Kapela.
Mieszkańcy wyszli na ulicę podirytowani . Denerwuje ich mydlenie oczu, obietnice bez pokrycia i mówienie nie bo nie.
– Nie oszukujmy się, każdy obywatel ma prawo iść do wójta i poprosić o coś. Naprawdę zaczyna nas to denerwować. Ileż można mieszkań w takich warunkach. Cały czas sypią i sypią to kruszywo. Z pół metra tego jest, a asfaltu jak nie było tak nie ma. Cały czas nam się mówi, że jesteśmy traktowani jak inni mieszkańcy gminy. Mamy te same podatki i inne zobowiązania wobec gminy, a od gminy, mówiąc szczerze nic nie dostaliśmy- podnosi Paweł Kapela.
Trudno dziwić się, że mieszkańcom Salomonów puszczają już nerwy.
– Mieszkamy przy samych torach, nie mamy asfaltu od żadnej strony. Jedyną alternatywą, taką najbliższą, żeby dojść do przystanku, to jest droga przez tory- argumentują swoje zdenerwowanie.
– Gdybym miał drogę asfaltową, nie prosiłbym się o żaden dojazd. Jeździmy jednak po dziurach, w kurzu- wytyka Paweł Kapela.
– Ja rano jadę, ledwo po tym idę. Ciemno, że przejść nie idzie. Dziura za dziurą. To jest piąta rano- dorzuca Bogumiła Mul.
– Jest tu ciężko, daleko od drogi- potwierdza Ryszard Kabała, sołtys a zarazem radny Rady Gminy w Pątnowie.
Jednak faktem, który najbardziej irytuje rodziców muszących walczyć o dowóz dzieci z Salomonów, jest trasa pokonywana przez autobus, który mógłby wozić ich dzieci.
– Do tej pory ten autobus jeździ rano i zabiera dzieci ze stacji, po drugiej stronie torów. Najlepsze jest to, że ten autobus jedzie praktycznie tą samą drogą, przez lasy. Ale tam ma asfalt. Nas omija, bo ma syf- nie przebiera w słowach Paweł Kapela.